Klawiatura dla iPada, czy taki zakup ma sens?

Kilka tygodni temu sprawiłem sobie klawiaturę Logitech Keyboard Case do iPada. Jakoś nie miałem pomysłu na zagospodarowanie tabletu, skoro i tak zawsze nosiłem przy sobie MacBooka. Pomyślałem więc, że manewr taki może wyeliminować komputer z mojego plecaka, co wpłynie korzystnie na komfort podróżowania.

Wybrałem model klawiatury, który byłby jednocześnie solidnym etui, a następnie na fali entuzjazmu postanowiłem przez tydzień korzystać wyłącznie z takiego zestawu oraz dokładnie opisać ten test. O efektach mogliście przeczytać w poprzednich wpisach zamieszczanych na tym blogu. Od końca zabawy minęły już 2 tygodnie, co jest dobrym momentem na odpowiedzenie sobie na pytanie, czy zabieg miał faktycznie sens.

Przyznam, że efekt trochę mnie zaskoczył, mimo drobnych trudności, dzięki klawiaturze, udawało mi się wykonywać na iPadzie praktycznie wszystkie codzienne czynności, a umówmy się, że czytanie rss-ów, przelewy, filmy, muzyka i odpowiadanie na maile, to nie jedyne, co w ciągu dnia robię. W tym miejscu mogę zatem stwierdzić, iż skromny iPad może udawać w pełni funkcjonalny komputer, gdy lista naszych potrzeb zamyka się w wyżej wymienionych. Choć tablet pecetem nie będzie i wymaga radykalnej zmiany przyzwyczajeń w kwestii obsługi, to połączenie takie daje nam nowy, bardzo ciekawy i funkcjonalny gadżet.

W moim przypadku zestaw iPad + klawiatura sprawdza się jako zamiennik dla przynajmniej dwóch urządzeń na czas podróży. Ogólnie wyposażenie tabletu w taki dodatek jest jedną z pierwszych rzeczy jakie powinniśmy uczynić po kupnie zabawki. Produkt Apple nie traci przecież czegokolwiek ze swojej dotychczasowej użyteczności, w każdej chwili możemy korzystać z niego osobno, a etui i tak przecież zawsze ze sobą nosimy. Klawiatura zdecydowanie poprawia komfort pracy obsługując skróty klawiszowe, sprawdza się też jako podstawka i co najważniejsze pozwala na czerpanie przyjemności z pisania, które w standardowej wersji mobilnej jest po prostu koszmarem.

Może zabrzmi to dziwnie, ale od czasu wspomnianego testu wolę pisać na iPadzie niż na komputerze. Niewielki ekran, w całości robiący za kartkę pozwala porządnie skupić się na tekście. Tablet pomaga mi tworzyć szybciej i… dłużej. Bateria w urządzeniu potrafi w czasie jednego wyścigu trzy razy zdublować tę w standardowym Macintoshu (pomijąc MacBooka Air 2013), kwestia bardzo ważna, gdy nie zawsze mamy przez całą dobę dostęp do gniazdka.

Kupno klawiatury postrzegam jako jedną z najlepszych decyzji w kwestii gadżetów. Zyskałem wiele nie tracąc czegokolwiek. Zawsze śmiałem się z zaawansowanych akcesoriów dedykowanych tabletom, a tu proszę dokupując element, na pierwszy rzut oka, wręcz nienaturalny dla iPada, możemy sprawić sobie bardzo ciekawe urządzenie z ekranem dotykowym. Nawet nie macie pojęcia ile razy macałem później ekran MacBooka zapominając, że to nie jest sposób obsługi komputera.

Przeczytaj opinię na temat Logitech Keyboard Case

Czytaj dalej →

MacBook Air 11′ – czy warto kupić? Opinia użytkownika

MacBooka Air 11′ kupiłem około miesiąca temu. Jest to mój piąty świadomie wybrany komputer od Apple, więc ocenie nie poddaję tu pracy w ekosystemie, praktyczności MAC OS itp. Od lat jestem bardzo zadowolonym użytkownikiem i polecam wszystkim znajomym przesiadkę na Maki. Zostawmy jednak tę kwestię.

Jeżeli planujecie zakup tego urządzenia gdyż jest ciche, małe, lekkie i niewiarygodnie cienkie, to i tak po wyjęciu z pudełka będziecie zaszokowani tym jak niesamowite wrażenie robi ten komputer (co innego oglądać w salonie, a co innego trzymać swój egzemplarz w ręce). MacBook Air 11′ jest najzgrabniejszym i najładniejszym gadżetem jaki kiedykolwiek kupiłem. Posiadanie takiego urządzenia po prostu sprawia przyjemność.

Oczywiście wymiary bardzo szybko staną się jego wadą, gdy tylko zapragniemy wykorzystać naszego Macintosha do wykonania jakiejś bardziej złożonej czynności. Musimy mieć świadomość, że choć posiadamy pełnoprawny komputer zamknięty w rozmiarze porównywalnym do brulionu A4, to nadaje się on głównie do konsumpcji treści i czynności charakterystycznych dla casualowego użytkownika. Decyduje mały ekran. Technicznie można tu zrobić wszystko, ale w praktyce choćby moja praca nad artykułami, stronami internetowymi i grafikami jest męcząca.

MacBook Air 11′ może być jedynym naszym komputerem tylko wtedy, gdy codzienność sprowadzamy do oglądania filmów, surfowania po internecie, robienia przelewów, pisania maili, tekstów w Pages (lub Wordzie) itd. Jeżeli pragniemy połączenia komfortu pracy z małymi rozmiarami, to powinniśmy pójść na kompromis i zdecydować się na zakup MacBooka Air 13′. Jako że, modele kosztują ładnych kilka tysięcy złotych, radzę poważnie przemyśleć tę kwestię. Pomyłka może zaboleć.

Inna sprawa, że ciężko sobie odmówić zakupu malucha i nie zawsze jesteśmy w stanie akceptować najważniejsze argumenty. Na szczęście mam przyzwoitą wymówkę. Na co dzień ciągle się przemieszczam i wolałem zaoszczędzić więcej miejsca w torbie/plecaku. Poza tym w domu trzymam jeszcze kilka Maków, które wciąż dobrze radzą sobie ze zleceniami. Tak czy inaczej moja chwilowa utrata zdrowego rozsądku nie zmienia faktu, że MacBook Air 11′ jest najlepszym komputerem jaki kiedykolwiek posiadłem. Ma on swoją przestrzeń użyteczności i w tej klasie jest absolutnie obezwładniający. Kochaliście kiedyś maszynę? Nie? W takim razie nastawcie się na zupełnie nowe stany emocjonalne.

MacBook Air vs MacBook Pro

Powiedzmy jeszcze kilka słów o konfiguracji. Wybór parametrów jest jedną z najtrudniejszych decyzji w przypadku składania sprzętu od Apple. Ulepszenia kosztują dużo i łatwo jest przeskoczyć z 4 na 7 tysięcy. Subiektywnie uważam, że sens ma w tym konkretnym przypadku zainwestowanie w pamięć masową flash. Miejsce na dyskach MacBooków Air zwykle znika w zastraszającym tempie. W pozostałych kwestiach ograniczona użyteczność niewielkiego ekranu sprawi, że nie będziecie wykorzystywać pełnej mocy komputera. A ten przy wszystkich standardowych czynnościach i tak działa z prędkością błyskawicy nawet w podstawowej wersji. W wypadku, gdy rozważacie zakup używanego modelu pamiętajcie, że od 2013 roku montowana jest bateria, która na jednym ładowaniu wytrzymuje cały dzień intensywnego użytkowania.

Podsumowując. Jeżeli szukacie urządzenia, które jest małe, lekkie, łatwo można zabrać je w podróż, przy tym jest komputerem pełną gębą, który zaskoczy was swoją prędkością i wytrzymałością, to MacBook Air 11′ jest spełnieniem wszystkich waszych marzeń. Takie pudełeczko czystej przyjemności.

Czytaj dalej →

Moje 7 dni z tabletem zamiast komputera (podsumowanie)

Spodziewałem się morderczego tygodnia, a było tylko kilka momentów frustracji. Tablet wypadł zdecydowanie lepiej niż mogłem przypuszczać i choć nie jest w stanie całkowicie zastąpić w moim życiu komputera, to nareszcie udało mi się znaleźć dla niego jakąś sensowną przestrzeń.

Na co dzień zajmuję się tworzeniem oraz prowadzeniem stron internetowych. Klecę grafiki, edytuję fotografie, pisze teksty, grzebię w kodzie, przeglądam nowości itp. O ile pierwsze dwie czynności są trudne do wykonania w zakresie, którego potrzebuję, o tyle z resztą poradziłem sobie całkiem nieźle. Powiem więcej, pisanie na tablecie wyposażonym w klawiaturę to czysta przyjemność. Myślę, że zostanę przy takim sposobie tworzenia treści na dłużej. Po prostu stukanie zdań na niewielkim, nierozpraszającym urządzeniu sprawdza się w moim przypadku lepiej niż współpraca z kombajnem „mogę zrobić jeszcze to i tamto”.

Tygodniowa przesiadka na tablet spowodowała małą rewolucję w kwestii programów, z których korzystam regularnie. Porzuciłem swój ukochany, archaiczny, makowy edytor tekstowy Writer i przeniosłem się na równie minimalistyczny iA Writer. Z perspektywy ograniczonych potrzeb, będący bliźniakiem wzbogaconym o wsparcie dla urządzeń mobilnych i iCloud. Jak mogłem bez tego żyć? Tak na marginesie iCloud świetnie funkcjonuje jako prosty schowek na dokumenty, więc w końcu trochę przekonałem się do tej usługi, choć we wszystkich pozostałych kwestiach nadal wolę korzystać z innych chmur. Zamieniłem też NotesTab Pro na zwykłe systemowe notatki, a RSS-y zacząłem przeglądać w programie Reeder przy wykorzystaniu iPhone’a. Po zamknięciu Google Readera i wywaleniu wspomnianego Reedera z Macintoshów oraz iPadów konsumowałem treści w przeglądarkowej wersji Feedbina. Na tablecie metoda ta nie najgorzej się sprawdza, ale nie jest na tyle wygodna, aby aspirować do trwałego rozwiązania. Jeżeli chodzi o aspekty społecznościowe, to Tweetbot spisuje się świetnie na wszystkich platformach. Natomiast obsługę Facebooka wolałem zrzucić na barki Safari, co świadczy o jakości appki przeznaczonej do zarządzania stronami.

Najbardziej brakowało mi jednak zamiennika dla programu Sparrow, mimo szczerych chęci i wielu testów nie znalazłem rozwiązania, które równie wygodnie pozwoliłby mi na poradzenie sobie z przytłaczającą ilością skrzynek oraz wiadomości. Średnio jest też z obsługą i aplikacjami dla WordPressa, ale tu wystarczy mieć trochę więcej cierpliwości. Blog prowadzić na tablecie można całkiem sprawnie, jednak wymaga to zmiany przyzwyczajeń. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku przeglądarki od Apple. Fakt, że pasek adresu nie jest też paskiem wyszukiwania na przemian doprowadzał mnie do szału i płaczu. W samym iOS chętnie przywitałbym pogodę na iPadzie, zmianę rozmiaru zdjęcia w podglądzie (przycinanie jest) oraz możliwość podzielenia ekranu na dwie części.

Mimo tych niedogodności iPad może z powodzeniem do swojej typowo tabletowej roli dołączyć miano alternatywy dla klasycznego komputera. Alternatywy, a nie perfekcyjnego zamiennika. Oczywiście nie zastąpi go w pełni, ale jako osoba zarabiająca na chleb przy użyciu stacjonarnego urządzenia byłem w stanie praktycznie kontynuować swoją działalność bez większych strat. Niektóre czynności trzeba było wykonywać na około (jak choćby edycja zdjęć na serwerze) inne uprościć, kwestie grafik odłożyć, jednak w gruncie rzeczy minione 7 dni nie różniło się dramatycznie od wszystkich poprzednich tygodni. Jestem przekonany, że kolejne wyzwania pozwoliłyby na odkrycie lepszych rozwiązań oraz poprawę metod pracy. Będę miał jeszcze ku temu okazję.

W ten sposób kończę życie wyłącznie z tabletem. Ale zaczynam nowy rozdział, iPad w końcu stanie się moim podstawowym towarzyszem podróży. Do tej pory woziłem świętą trójcę: laptop, tablet, smartfon. Teraz zrezygnuję z tego pierwszego i bezstresowo zyskuję sporo wolnego miejsca w plecaku. Czasami warto łamać przyzwyczajenia.

Czytaj dalej →

Zablokowane konto Sina Weibo, czyli problem z Chińczykami

Z portali społecznościowych korzystam często i intensywnie, ale wszystkie moje działania dotyczą spraw zawodowych. Na co dzień, we własnym domowym zaciszu nie jestem zwierzęciem social media, tygrysem Facebooka lub orłem Twittera. Od urodzenia towarzyszy mi silna potrzeba trzymania spraw prywatnych tylko we własnej szafie i zwykle nawet najbliżsi nie wiedzą dokąd chodzę i co robię, gdy nie przebywam z nimi (oczywiście w granicach rozsądku).

Jest jednak pewien portal, z którego chętnie korzystam. To azjatycka sieć społecznościowa Sina Weibo. Mimo, że graficznie wygląda na chaos, który ciężko ogarnąć przeciętnemu Europejczykowi, to sposób kształtowania się relacji pomiędzy użytkownikami wart jest przełamania pierwszego wrażenia. Generalnie lubię też od czasu do czasu porozmawiać z ludźmi z drugiego końca świata i oderwać się w tym samym od problemów otoczenia.

W sumie z Sina Weibo spędziłem kilka ładnych miesięcy, nawiązałem znajomości, zebrałem grono czytelników, a nawet na co dzień aktywnie korzystałem z klienta na iPhone’a i iPada. Naprawdę nieźle się bawiłem. Do zeszłego tygodnia, gdy zaskoczyła mnie konieczność weryfikacji.

Na Sina Weibo w przeciwieństwie do Facebooka i Twittera każdy z użytkowników może dokonać podstawowego potwierdzenia konta i otrzymać ptaszek przy nazwie użytkownika. Jest to proces dobrowolny, a żeby go przejść trzeba spełnić kilka warunków (staż, liczba obserwujących itp.). Właściwie pułap osiągnąłem bardzo szybko (nie jest zbyt wygórowany) i nawet chciałem się zarejestrować, ale do tego potrzebny jest numer telefonu obsługiwany w jednym z kilku wskazanych krajów. Oczywiście Polski na liście nie ma, więc musiałem przerwać procedurę i zapomnieć o sprawie.

Pół roku później podczas logowania przywitał mnie komunikat, o zablokowaniu konta do czasu telefonicznej weryfikacji. Z tego co udało mi się dowiedzieć, nie ma w tej kwestii reguły i po prostu miałem pecha. W porządku, zdarza się, na Facebooku oraz Twitterze też blokowano mi już profile i za każdym razem wystarczył dokładnie jeden e-mail do działu obsługi, aby wyjaśnić nieporozumienie. Tu jednak jest inaczej. Standardowa pomoc jest dostępna po zalogowaniu, a zalogować się przecież nie mogę. Żadnych wskazówek, żadnego dostępu do jakichkolwiek funkcji portalu.

Zgodnie z poradami dostępnymi na zewnętrznych forach wysłałem kilka maili na bezpośrednie adresy supportu ([email protected], [email protected]), a także skorzystałem z formularza kontaktowego http://help.sina.com.cn/help/12.html krótko opisując problem, podając URL do konta, nazwę użytkownika oraz 3 pierwsze znaki hasła. Oczywiście wiadomości należy układać jedynie w języku chińskim, ale efektu i tak się nie doczekałem.

W ten sposób kończę swoją przygodę z Sina Weibo, a przynajmniej odkładam do czasu wizyty w którymś ze wspieranych krajów (jeżeli ktoś jest w stanie pomóc, będę zobowiązany za kontakt).

Czytaj dalej →

Zawartość komputera dostępna z poziomu tabletu – SugarSync

Chmura SugarSync jest zwykle zestawiana z usługami typu Dropbox, SkyDrive i Google Drive. Choć dysk, to tylko jedna z jej funkcji. Jako użytkownik mogę stwierdzić, że nawet nie najważniejsza. Oprócz standardowych opcji obecnych również u konkurencji mamy tu ciekawe rozwinięcie ideii ciągłego dostępu do plików. W SugarSync możemy zsynchronizować dowolnie wybrane foldery naszego komputera i zaglądać do nich z poziomu posiadanych przez nas urządzeń.

Pozwala nam to na noszenie przy sobie zawartości Macintosha (przykładowo) bez konieczności dźwigania maszyny. Program na bieżąco synchronizuje nasze dane z kontem. Działa w tle i nie wpływa negatywnie na komfort pracy. Przy okazji SugarSync zabezpiecza nasze foldery przed przypadkowym usunięciem. Wszystkie pliki wyrzucane z komputera trafiają do specjalnego miejsca w chmurze i możemy je stamtąd przywrócić. Opcja ta nie raz ratowała mnie z opresji.

Wróćmy jednak do tabletów. Dla przeciętnego użytkownika może być to rozwiązanie problemu małej ilości miejsca, która dostępna jest zwykle w tego typu urządzeniach. W ramach SugarSync bez obciążania pamięci przejrzymy galerie zdjęć, posłuchamy muzyki, ale niestety nie możemy edytować plików tekstowych, nad czym ubolewam. Dokument należy otworzyć w wybranej aplikacji, aby wprowadzić w nim zmiany. Oczywiście usługa pozwala nam też na pobieranie plików z chmury do pamięci urządzenia, co jest bardzo użyteczne, gdy nie mamy ciągłego dostępu do sieci.

W momentach, w których korzystam wyłącznie z iPada, SugarSync daje mi możliwość wglądu w dysk maszyny leżącej gdzieś na biurku w domu. Dzięki temu jestem w stanie udzielać odpowiedzi na napływające pytania odnośnie realizowanych projektów, zarządzać nimi i dzielić się danymi ze współpracownikami. Daje mi to poczucie większego pola manewru, na wypadek gdyby kryzys zaskoczył mnie podczas weekendowego wypadu nad morze. Ok, żartuję. SugarSync to fajne narzędzie, które pozwala mieć całe swoje życie zawsze przy sobie. Co więcej przydaje się do backupu danych, choćby zdjęcia wykonywane iPhonem możemy automatycznie przesyłać na serwery. Pozostaje kwestia ostrożności (jest opcja dodatkowego hasła) przy dźwiganiu danych i naszego prywatnego zaufania względem obcych rządów usługodawców.

SygarSync: rejestreacja z bonusem oraz więcej informacji o chmurze
Dostępność: MAC OS, Windows, iOS, Android, BlackBerrym, Symbian, Windows Mobile
Abonament: 500mb za polecenie, 60gb=75$ rocznie, 100gb=100$, 250gb=250$. Pierwsze 30 dni bez opłat.

Czytaj dalej →