Apple Music: muzyka w końcu wróciła do domu

Stęskniłem się. Piszę zupełnie poważnie, brakowało mi metody porządkowania muzyki, jaką oferował iTunes. Mimo tego, że przeszło dwa lata spędziłem wyłącznie w ramionach Spotify, to zawsze z rozrzewnieniem wspominałem dawne zbieranie albumów, zgrywanie z płyt, układanie plików i dodawanie okładek do widoku Cover Flow. Prawdopodobnie ostatnie takie czasy, kiedy przygotowaniom do konsumowania muzyki trzeba było poświęcić trochę uwagi.

To już nie wróci, w porządku, bardzo sobie cenię wygodę nowych rozwiązań. Jednak w przeciwieństwie do wymiany ewoluujących nośników i sprzętów audio, po przejściu na streaming wystąpiło u mnie poczucie utraty. Jak myśl, w której poddana zostaje pod wątpliwość satysfakcja z wykonywanej pracy, potrafiąca na długie miesiące wyjałowić otoczenie. Możliwe, że zmiana była zbyt radykalna. W momencie, w którym MacBook Air 11 stał się moim podstawowym komputerem, ważąca kilkadziesiąt gigabajtów biblioteka musiała przenieść się na zewnętrzny dysk tracąc w ten sposób na znaczeniu. Często jestem w ruchu i liczy się dla mnie każdy bajt oraz centymetr. Skorzystała z tego muzyka płynąca strumieniem. Błyskawicznie wpadłem w zachwyt i ostatecznie zostałem sam na sam ze Spotify. Co prawda większość moich zasobów pokrywała się z tym, co znajdowało się w serwisie, ale zamiast odtwarzać zbiory ograniczyłem się do utworzenia kilku playlist z ulubionymi utworami. Taki model przyczepił się i trzymał mnie mocno przez ostatnie dwa lata. Tłukłem playlisty do wszystkiego, od prowadzenia samochodu przez spacerowanie, gotowanie, sprzątanie, po oczekiwanie na pociąg lub samolot. Prosty, wręcz ograniczony player świetnie się w tym temacie sprawdzał. Gdy jeszcze dostępne były aplikacje próbowałem przyglądać się recenzjom i zestawieniom albumów, ale ogólny model usługi nie sprzyjał składowaniu wybranych wydawnictw na wirtualnych półkach.

Spotify liczy się głównie łatwość dostępu i szybkość działania. Teraz odkryj, dodaj, słuchaj playlisty, współdziel, sprawdź co ciekawego przygotowaliśmy. Paf, to, tamto, łączę, zapisuję offline, zakładam słuchawki na uszy i wychodzę. Po dwóch latach jestem taką formą trochę zmęczony. Dobrze sprawdza się jako jedna z kilku, ale nie jako jedyna. Porzucenie domowych obiadów na rzecz jedzenia w biegu na mieście z czasem musi obudzić tęsknotę. Niby też smacznie, a jednak w końcu nie można oprzeć się wrażeniu, że ten rodzaj przyjemności zasługuje na coś więcej. Nie chodzi mi tu o wracanie do przeszłości przy pomocy wprowadzania rytuałów do dnia codziennego. Bardziej o funkcje celujące w niejednolite potrzeby klientów, których realizacji nie mogłem znaleźć w obecnych ofertach. Przez chwilę myślałem o tym, aby wypełnić wewnętrzny brak z pomocą iTunes Match, ale wymagałoby to używania dwóch odmiennych programów do odtwarzania muzyki, co w moim przypadku zwykle oznacza porzucenie jednego z nich. Znów musiałbym coś wybrać i z czegoś zrezygnować. Gdyby chodziło o dogranie plików, to zdecydowałbym się na inną usługę (Google, Deezer). Tęskniłem raczej za podejściem, sposobem podania i atmosferą obcowania z albumami. Każdy ma swój ulubiony poziom. Od zbierania nośników po układanie playlist. Ja, mimo zachwytu nowymi rozwiązaniami, czułem się odcięty od moich upodobań.

Apple Music player itunes

Od Apple Music, jak to jest w zwyczaju, oczekiwano rewolucji, zapominając, że produkty z Cupertino już nie idą tą drogą. Rewolucja wydarzyła się wcześniej, nie ma od niej odwrotu. Najwyższa pora, aby dała różne owoce. Widać to w propozycjach firm. Jedni promują FLAC, inni najlepsze możliwe odczytywanie upodobań użytkownika, radio oraz wydania ekskluzywne, jeszcze inni pakiety rodzinne, partnerstwa z producentami sprzętu, uzupełnianie braków itp. Apple po prostu wprowadziło streaming jako część iTunes. Można zainteresować się Beats 1, sugerowanymi playlistami, śledzeniem artystów, ale można równie dobrze nie zmienić w swoim podejściu do muzyki czegokolwiek, poza formą pozyskiwania i przechowywania utworów. W ten sposób znów korzystam z mojego ulubionego programu. Mam nowe i stare zamknięte w jednej przestrzeni.

Przez ostatnie lata biegałem ze sztandarem krzycząc o wspaniałej idei, wspierałem portfelem projekty związane ze strumieniowaniem i przechowywaniem plików w chmurach. Dziś przyszedł czas, aby czerpać przyjemność z najlepszych pomysłów umieszczonych w spójnym produkcie. Z mojej perspektywy tak właśnie wygląda Apple Music zintegrowane z iTunes, mimo niedoróbek. Zapewne u użytkowników, którzy nie korzystali wcześniej z tego rozwiązania pojawią się zgrzyty, nie każdy będzie przekonany do konstrukcji rozbudowanego odtwarzacza itp. Podobnie jak ja nie do końca potrafiłem znaleźć sobie miejsce w Spotify. Na szczęście uruchomienie usługi przez Apple nie oznacza zamknięcia innych serwisów. Wciąż jest wiele dobrych restauracji do wypróbowania, są też przepisy na ugotowanie wspaniałego posiłku samemu, co kto lubi. Dostaliśmy kolejną opcję do wyboru. Dla mnie, po wielu miesiącach w drodze, muzyka w końcu wróciła do domu. Tam, gdzie obecnie widzę jej miejsce.

Powiązane wpisy: