Motyla noga, w całej tej szalonej dynamice zmian komputerowego świata najbardziej boli mnie, gdy nagle znika jakiś aplikacja lub usługa, z której korzystam na tyle długo i wygodnie, aby uznać ją za stałą, ważną część rzeczywistości. Każdy z nas ma swoje mechanizmy pracy zbudowane na programach, a dalej związane z nimi wypolerowane na błysk trybiki automatycznych zachowań. Wypadnięcie jednego z nich prowadzi do konsternacji, po czym zmusza do czasochłonnego poszukiwania oraz oswajania nowego rozwiązania.
Zmieniliśmy zasady (np. SugarSync), porzuciliśmy (Sparrow, Google Reader), zabiliśmy aktualizacją (Skitch) Pana ulubioną zabawkę i co nam Pan zrobi? Nic, więc pozostaje mi tylko wylać beczkę żalu.
Tym razem, choć z zupełnie innych powodów, poległ TotalFinder. W skrócie był (jest?) to dodatek do systemowego Findera, pozwalający na komfortową pracę z kartami, w tym np. na wyświetlanie zawartości dwóch jednocześnie. Biję się w pierś i przyznaję, że jakoś pierwszy raz od dawna nie zainteresowałem się betą nowego Mac OS i nawet nie śledziłem wprowadzanych oraz planowanych zmian. W efekcie, wczorajsza instalacja najnowszej wersji systemu wprawiła mnie w osłupienie. Startową informacją, jaką otrzymałem po zalogowaniu było właśnie okienko dotyczące zamknięcia dotychczasowej drogi np. dla TotalFindera, XtraFindera, Default Folder X’a. W El Capitan mamy System Integrity Protection, który domyślnie chroni nas przed ingerencją w procesy, pliki i foldery, czy tego chcemy, czy nie. Rootless, to w sumie dobre określenie. Tak czy inaczej TotalFinder wprowadzał zmiany (code injection) w funkcjonowaniu Finder.app, co obecnie zostało zablokowane. Co prawda, SIP można wyłączyć/włączyć zgodnie z instrukcją z Mac Developer Library ->.
- Wchodzimy w tryb Recovery (Command + R) podczas uruchamiania.
- Otwieramy terminal i wstukujemy csrutil disable/enable.
- Robimy reboot.
Pozostaje tylko kwestia ilu dotychczasowych użytkowników zdecyduje się na takie manewry, gdy zmiany zostały wprowadzone w blasku walki o poprawę bezpieczeństwa. Zwłaszcza, że nawet na stronie programu widnieje asekuracyjny apel o podejmowanie przemyślanych działań i nie rekomenduje się w nim porzucania zabezpieczenia. SIP albo TotalFinder, w takim kontekście, wybór jest jasny.
Z biegiem czasu z bólem skłaniam się ku codziennemu korzystaniu głównie z systemowych rozwiązań, o ile istnieją. Mail.app, notatki, kalendarz, iCloud itd. nie są może idealnymi dodatkami. Zewnętrzne firmy potrafią zrobić to ciekawiej, ale ryzyko, że projekt zostanie porzucony, popsuty nieprzemyślaną aktualizacją lub padnie ofiarą brutalnego morderstwa jest jednak trochę mniejsze. One po prostu mają działać. Inicjatywy związane z udoskonaleniami są potrzebne, wciąż chętnie sprawdzam na boku różne aplikacje. Kiedyś traktowałem je jako podstawowe narzędzia, teraz coraz częściej myślę o nich tylko pod kątem opcji wprowadzanych później do systemu. Pamiętacie jeszcze Growl? Karty w standardowym Finderze też zostały gdzieś podpatrzone. I choć, moim zdaniem, TotalFinder wciąż był w tym lepszy, to najwyraźniej właśnie umarł, a wprowadzona w Mac OS funkcja chodzi przyzwoicie. Zgadza się, to nie pierwszy czy drugi raz, można nawet powiedzieć, że taka jest kolej rzeczy.