Spotify, muzyczna konkurencja dla Deezer, WiMP i… iTunes

Spotify, to jeden z tych serwisów oferujących streamowanie muzyki, które błyskawicznie zyskują popularność na całym świecie. Zapomnijcie o wertowaniu płyt w sklepach muzycznych lub przeszukiwaniu torrentów, od teraz uiszczając niewielką opłatę abonamentową uzyskamy dostęp do milionów utworów czekających na odsłuchanie.

Za niecałe 20 złotych miesięcznie możemy cieszyć się muzyką na komputerze, tablecie i telefonie. Wszystko to w bardzo dobrej jakości i z możliwością zapisania w pamięci urządzeń. Dodatkowo Spotify zasugeruje nam wykonawców, umożliwi odsłuchanie playlist innych użytkowników oraz zintegruje się z naszą biblioteką iTunes dodając utwory, które już posiadamy. Ta ostatnia opcja cieszy mnie szczególnie, gdyż okrojony z ulubionych funkcji i niemieszczący się na ekranie 13 program od Apple (w wersji 11) sprawił mi wielki zawód. Wymieniając zalety warto wspomnieć jeszcze o ciekawych wewnętrznych aplikacjach ułatwiających eksplorację świata muzyki i darmowej wersji Spotify, która dostępna jest aktualnie wyłącznie na komputery. Co prawda zachęca nas ona ciągle do zakupu pakietu premium, ale nie czyni tego przesadnie natarczywie. Wejście programu na polski rynek to dobra okazja by powiedzieć NIE piractwu i cieszyć się dźwiękami w zupełnie legalny sposób.

Oczywiście w Spotify nie znajdziemy całej muzyki świata i tym samym nie uciekniemy od zakupów, choćby w iTunes Store. Baza programu zawiera jednak pokaźną ilość utworów i z pewnością zaspokoi znakomitą większość naszych muzycznych potrzeb. Niestety bardzo brakuje mi tu funkcji jaką oferuje Shazam. Chciałbym słysząc jakiś kawałek móc dodać go do listy odtwarzania poprzez przystawienie telefonu do głośnika. Wydaje się to zupełnie naturalne, ale twórcy najwyraźniej dotąd o tym nie pomyśleli. Program potrafi też wstrzymać swoją pracę w momencie, w którym puścimy muzykę na innym urządzeniu (co ciekawe nie dzieje się tak za każdym razem). Spotify bawię się korzystając z iPhone’a, iPad’a i Mac’a, niby dlaczego nie mogę tego robić jednocześnie? Zwykle odtwarzanie na komputerze mam włączone cały czas, a gdy chcę dobrać sobie utwory na spacer, to głośniki w pokoju potrafią zamilknąć, doprawdy irytujące. Plus jeszcze jedno drobne zastrzeżenie w sprawie estetyki. Przyznaję, program nie jest ładny, ale czy moja ikonka może być chabrowa?

Po Spotify nie spodziewam się obecnie wielkiej rewolucji w polskich domostwach, jednak jestem przekonany, że serwisy tego typu (podobnie jak Deezer oraz WiMP) są przyszłością słuchania muzyki. W jednym miejscu otrzymujemy gigantyczną bibliotekę utworów, które możemy maglować do woli. Nie trzeba czegokolwiek pobierać i za cokolwiek dodatkowo płacić, a abonament to zaledwie ułamek ceny przeciętnego pakietu telewizji kablowej. W moim przypadku usługa Spotify wyparła nawet program iTunes, któremu byłem wierny od wielu lat.

Więcej na temat Spotify przeczytacie na stronie spotify.com/pl. Program dostępny jest w trzech wersjach: Free (tylko komputer + reklamy), Unlimited (tylko komputer, bez reklam), Premium (komputer, telefon, tablet, bez reklam, offline). Ostatnią z opcji można testować przez 30 dni za darmo, co warto uczynić choćby z ciekawości. Miłej zabawy.

Czytaj dalej →

Pożegnanie z LEGO, blog o klockach zamknięty

W pożegnaniu nie chodzi rzecz jasna o samą popularną zabawkę, nią mam zamiar cieszyć się nadal, choć prywatnie. Zamykam jedynie blog poświęcony klockom lego. Po przeszło roku działalności jestem w stanie stwierdzić, że witryna nie rozrośnie się do planowanych wcześniej rozmiarów i choć pozostaje w zgodzie z moimi zainteresowaniami, to w przypadku kontynuacji, będzie jedynie niezobowiązującym przejawem hobby. Prowadzenie stron internetowych czasami wymaga podejmowania trudnych decyzji. W tym przypadku nie uśmiercam koncepcji jednej z wielu, ale swój ulubiony blog, któremu nie będę w stanie poświęcić więcej czasu.

Redagując LegoBlog.pl, a później Klocki.TV wiele się nauczyłem. Zarówno w kwestii pozycjonowania, współpracy z agencjami, jak i sporów przeciwko bezdusznym, korporacyjnym prawnikom (nadal śmieję się na myśl o tym jak nieistotna jest czyjaś pasja, gdy chodzi o potencjalne pieniądze). Mimo, że ostatecznie wyszedłem na swoje, to dotarłem również do pewnej granicy. Wraz z początkiem kwietnia strona trafi pod skrzydła tego serwisu, a jej dotychczasowa zawartość będzie dostępna w formie kategorii poświęconej klockom lego.

Na zakończenie chciałbym podziękować wszystkim, którzy odwiedzali blog oraz współuczestniczyli w tej formie realizacji moich zainteresowań. Bawcie się kolorowo i zaglądajcie tu czasami.

klocki listopad 2012

Czytaj dalej →

Gra Bridge Project, czyli budujemy mosty (Mac)

Gdy w sklepie patrzymy na gry typu Bridge Project zastanawiamy się co może być ciekawego w budowaniu mostów, kierowaniu śmieciarką albo zbieraniu zboża. Specjalistyczne „symulatory” zawsze wydają się dziwne i mają jakąś nieokreśloną grupę docelową. Ja nie, ty też nie, więc kto w to gra?

Nic dziwnego, że rozpakowując pudełko myślałem: dobra, przejść, zapomnieć i wracać do zabijania dzikich hord przeciwników albo mazania placem po ekranie iPad’a. Zapewne już wiecie, że dalej powinno być o tym jak ta gra zmieniła u mnie postrzeganie tego typu produkcji itd. Nie będę co prawda piać z zachwytu, ale muszę przyznać, że z Bridge Project na Mac’a bawiłem się całkiem nieźle. Było lepiej niż się spodziewałem, a to już coś.

Bridge-Project-poziomy-gry

Gra jest dobrze pomyślana i nawet początkujący budowniczy bez problemu się w niej odnajdzie. Dzięki podziałowi na poziomy jesteśmy powoli prowadzeni od konstrukcji banalnych po te bardziej skomplikowane. O ile pierwsze levele przechodzimy taśmowo, o tyle dalsze etapy często wymagają od nas dłuższego zastanowienia. Do budowy każdego mostu mamy przeznaczoną określoną ilość materiałów, które możemy wykorzystać. Nie ma więc mowy o zalaniu rzeki szybkoschnącym betonem aż po same brzegi. Do tego budowle muszą wykazać się odpowiednią wytrzymałością i przetrwać przejazdy pojazdów testowych oraz improwizowanych zagrożeń naturalnych takich jak trzęsienia ziemi.

Bridge-Project-most-nad-rzeka

Co ciekawe w Bridge Project na Mac’a cieszą nie tylko zwycięstwa ale też porażki. Dzięki bardzo przyzwoitej fizyce oglądamy realistyczne katastrofy, a wpuszczanie pociągów i autobusów w przygotowane przez nas pułapki daje nawet więcej frajdy niż wyciąganie simsom drabinki z basenu. Oczywiście aby odblokować kolejną mapkę trzeba postawić solidną konstrukcję, co w dalszych etapach jest dosyć trudne i może w końcu prowadzić do frustracji. Sam proces budowy mostów nie jest przesadnie skomplikowany, materiały łączymy intuicyjnie, statyczna kamera dobrze się sprawdza, a dodatkowe opcje widoku pozwalają nam na kontrolę obciążeń i słabych punktów naszej konstrukcji. Na pochwałę zasługuje też dobry edytor, dzięki któremu w łatwy sposób stworzymy własne plansze oraz ranking, co oznacza, że poziomy możemy ukończyć na różne sposoby i z różnymi wynikami.

Bridge-Project-czolg-na-moscie

Niestety gdy wyczerpie się pozytywne wrażenie oparte na potencjale, jaki ta produkcja niewątpliwie posiada, zauważymy, że przy dłuższym obcowaniu Bridge Project nuży i irytuje. Mamy tu co prawda kilka typów lokacji (wieś, miasto, kanion, zróżnicowane), ale na każdej z nich robimy dokładnie to samo, do tego w przeciętnie wykonanej scenerii. Gdyby gra była w 2D nie straciłaby czegokolwiek, to w gruncie rzeczy taka zabawka, która próbuje być prawdziwym samochodem (lub przynajmniej symulatorem). Podkład dźwiękowy jest, nie przeszkadza i to tyle co pozytywnego mogę jego temat powiedzieć. Czego słuchają prawdziwi budowniczowie mostów nie mam pojęcia, ale podejrzewam, że z tym co zaserwowali nam twórcy ma to niewiele wspólnego.

Bridge-Project-tragedia-na-budowie-mostu

Bridge Project na Mac’a jest przyjemną grą jeżeli potraktujemy ją jak produkcję pokroju Angry Birds (oczywiście zachowując odpowiednie proporcje). Kilka plansz co jakiś czas sprawi nam sporo frajdy i sprawdzi się jako odskocznia od codzienności. Zwłaszcza, że gra wymaga od nas logicznego myślenia i kreatywności. Bridge Project zostało wydane w pełnej polskiej wersji językowej przez firmę IQ Publishing.

Bridge-Project-edytor

Bridge-Project-most-nad-kanionem

Bridge-Project-gra-okladka

Czytaj dalej →

Jak zacząć blogowanie i ile czasu pochłania strona

W porządku, zdecydowaliśmy się na prowadzenie bloga. Wybraliśmy platformę, domenę internetową i hosting. Zrobiliśmy podstawowe założenia oraz określiliśmy ambitną częstotliwość publikowania postów. Mniej więcej po miesiącu wiemy, że nasze prognozy odnośnie własnej wytrwałości są niewiele warte, a przy stronie więcej dłubiemy niż zajmujemy się udostępnianiem treści.

Spokojnie wszystko jest w normie, to nieodłączny element blogowania i omija on jedynie ludzi o wyjątkowym harcie ducha. Dlatego znając własne słabości, ważne jest, aby na samym początku dokonywać świadomych, przemyślanych wyborów i przy nich wytrwać. W przypadku pracy w internecie zazwyczaj obowiązuje reguła 80/20 (Zasada Pareto). Oznacza to, że 80% pozytywnych efektów jest generowanych przez 20% włożonego wysiłku. Wyciągnięcie pozostałych 20% będzie kosztować nas 80% sił. Na starcie drugi etap nie powinien nas zatem interesować.

Z początku dobrze jest poświęcić kilka chwil na lekturę publikacji doświadczonych blogerów i w rezultacie zastosować standardowe układy reklam etc. Do własnych przemyśleń dojdziemy z czasem, a zmienianie ułożenia co dwa dni prowadzi do niczego. Unikajmy marnowania energii. Jeżeli wybraliśmy jakiś szablon to nie poprawiajmy go co pięć minut. Zabawy z layoutem to największy pożeracz czasu. Przeciętny czytelnik i tak nie zauważy przesunięcia nagłówka o dwa piksele, a my poświęciliśmy na to godzinę pracy w Photoshopie.

Podobnego typu drobiazgi odciągają nas od tego, co w prowadzeniu strony internetowej jest najważniejsze. Przecież od maratonów gapienia się na statystyki liczba odwiedzających się nie powiększy. Dlatego raz wybieramy wygląd, ustawiamy nawigację, reklamy, moduły społecznościowe, nagłówki itd. Następnie przysięgamy nie grzebać przy nich przez najbliższe trzy miesiące. To okres, który wystarczy do wyciągnięcia wniosków i po jego upływie będziemy mogli wprowadzić sensowne poprawki. Prywatnie jestem zdania, że nie powinno się dokonywać poważniejszych zmian na stronie częściej niż raz na rok, a statystyki sprawdzać maksymalnie raz na dobę.

Najważniejsze są publikowane przez nas treści i to na nich należy się skupić. Czasami z pisaniem teksów jest jak z nauką i kurz odkładający się na biurku może okazać się zbyt pasjonujący, by móc zabrać się za pracę. Warto zatem wyznaczyć sobie konkretną godzinę na tworzenie postów i w tych momentach poświęcać się wyłącznie temu zajęciu. Powiedzmy pomiędzy 19:00 a 20:00 plus 30 minut na przeglądanie i komentowanie dzieł konkurencji. Na koniec w nagrodę za dobrze wykonane zadanie pozwólmy sobie na zerknięcie do Google Analytics. W ten sposób systematyzując naszą pracę osiągniemy najlepsze efekty.

Do amatorskiego prowadzenia bloga w ramach hobby wystarczą nam dwie lub trzy sesje w tygodniu. Dopiero widząc postępy i wzrost satysfakcji możemy zwiększać częstotliwość, inaczej bardzo łatwo się wypalić jeszcze w początkowej fazie. Pamiętajmy aby nasza pierwsza strona była zgodna z zainteresowaniami. O motywację i zdobywanie doświadczenia będzie wtedy zdecydowanie łatwiej.

Patrzenie Jak witryna rośnie, to czysta przyjemność nie należy jednak poświęcać na takie obserwacje każdej wolnej chwili. Popadanie w samozadowolenie i ciągłe zerkanie na efekty swojej działalności, to również kiepska praktyka. Zamiast tego lepiej napisać jakiś ciekawy tekst. Miarą sukcesu jest tu ilość wartościowej treści przyciągającej uwagę czytelników, a nie piękny wygląd naszej strony internetowej. Praca i samodyscyplina to jedyna droga do sukcesu. Powodzenia.

Czytaj dalej →

Jak zwiększyć ilość odwiedzin na stronie publikując jeden post

Zachęcanie ludzi do odwiedzania naszej witryny to żmudne zajęcie. Nie tylko trzeba pisać ciekawe teksty mając na uwadze wymagania wyszukiwarki, ale też optymalizować samą stronę i co najgorsze udzielać się na łamach portali tematycznych oraz u konkurencji, zostawiając linki gdzie tylko się da. Czasami jednak zdarza się, że jednym postem można osiągnąć więcej niż miesiącami ciężkiej pracy i wcale nie mam tu na myśli wykop efektu, którego skutek jest raczej krótkotrwały.

To o czym mówię oczywiście może przydarzyć się nam przypadkiem, ale lepiej gdy ruch taki jest przemyślany i jesteśmy do wszystkiego przygotowani. Inaczej możemy zostać nieprzyjemnie zaskoczeni choćby dodatkowym rachunkiem od firmy hostingowej lub zawieszeniem konta. Ale do rzeczy. Jeżeli naprawdę znamy się na dziedzinie, która jest tematem naszej strony, posiadamy bloga o stabilnej pozycji w indeksach, a także obserwujemy najnowsze trendy, to możemy pokusić się o superpost, który sprawi, że zyskamy rzesze nowych czytelników lub zarobimy trochę pieniędzy.

Załóżmy, że prowadzimy witrynę poświęconą aplikacjom. Testujemy, recenzujemy, promujemy itd. Mamy wtedy pewne rozeznanie w tym środowisku i przykładowo obserwując zagraniczne rynki jesteśmy w stanie określić, które produkty mogą przyjąć się również w naszym kraju. Tu zostaje kwestia wyczucia i dużej ilości szczęścia. W takim wypadku trafna odpowiedź na pytanie, czy usługa będzie u nas niebawem dostępna zadecyduje o naszym sukcesie. Celny strzał nie jest rzeczą prostą, ale jeżeli uda nam się napisać dobry, rzetelny post, i zaindeksować wpis w odpowiednim momencie, to staniemy się podstawowym źródłem informacji i zgarniemy większość generowanego przez zapytanie ruchu. Podobnie jest z tematami kontrowersyjnymi, które choć budzą zainteresowanie, to bywają pomijane przez część blogosfery ze względu na jej powiązania z różnymi firmami. Będąc wolnym strzelcem możemy sobie na takie wybryki pozwolić, choć trzeba uważać, by nie przekroczyć pewnej granicy. Czasami jednak warto iść pod prąd.

Szukając luk, należy mieć otwarty umysł, wykazać się kreatywnym podejściem i nie zrażać się porażkami. W nagrodę trafić można na prawdziwą bombę, co zdarzało się w moim przypadku już parę razy. Czasami jest to dodatkowe kilkaset lub kilkadziesiąt wejść dziennie, a czasami nawet kilka tysięcy. Wystarczy powiedzieć, że jedna z moich stron od wielu miesięcy żyje właśnie na takim celnym wpisie. A to czy obudujemy go reklamami, aby możliwie najlepiej zarabiał, czy wykorzystamy do pozyskania stałych czytelników zależy już wyłącznie od nas i długo lub krótkoterminowych planów jakie mamy.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to post bardzo ogólny, co musicie mi wybaczyć. Nie zwykłem tak po prostu zdradzać swoich tajemnic. Chciałem wam jednak podsunąć ideę i na pewno jesteście w stanie znaleźć tu pewne wskazówki. Założę się, że u większości z was powoli kiełkuje pomysł na poprawę statystyk dzięki takiemu posunięciu. Zatem do dzieła, metoda uczenia się na własnych błędach to najlepszy sposób na osiągnięcie sukcesu w internecie. Powodzenia.

Czytaj dalej →