Komunikator Viber, alternatywa dla Skype, WhatsApp i Line

Viber to kolejny komunikator umożliwiający darmowe wykonywanie połączeń głosowych, wideo oraz wysyłanie wiadomości tekstowych. Do niedawna był on dostępny jedynie na urządzenia mobilne i mimo wielu pozytywnych opinii ciężko było mu zawalczyć o moje zainteresowanie. Wraz z premierą wersji przeznaczonej również na komputery sytuacja się zmieniła. Ca prawda do odpalenia aplikacji Viber na Mac OS X lub Windowsie wciąż potrzebujemy smartfona (i oczywiście numeru telefonu), ale po procesie rejestracji możemy cieszyć się w pełni funkcjonalną hybrydą Skype i WhatsApp.

Z tego pierwszego korzystałem od wielu lat zmagając się z nieustannym przerywaniem rozmów i licznymi zakłóceniami. Gdy życie upływa na ciągłym przemieszczaniu się pomiędzy różnymi punktami (i urządzeniami), połączenia głosowe z bliskimi sercu osobami rozciągają się do godzin, czasami kilku, innym razem kilkunastu. Bywa, że śpi się z włączonym komunikatorem, aby rozmawiać kładąc się do łóżka, wstając i jedząc wspólne śniadanie na odległość. Rozumiecie. Ze Skypem bywało różnie, dlatego wraz z początkiem roku przesiadłem się na Line, który z czasem zapadł na podobne dolegliwości.

Teraz przyszła pora na przetestowanie aplikacji Viber. Nie różni się ona zbytnio od przywołanego przed chwilą japońskiego konkurenta, choć należy wspomnieć, że okrojona jest ze wszystkich zbędnych Europejczykom bajerów. Nie znajdziemy tu ton kolorowych, ruchomych obrazków (ok, kilka jest), gierek i sklepiku z nowościami. Są za to stabilne połączenia i wygodny system rozmów. Właściwie Viber jest dosyć minimalistycznym komunikatorem. Dzwonimy oraz piszemy z komórki na inną komórkę lub komputer i na odwrót, względnie przesyłamy jakiś plik. To wszystko.

Na brawa zasługuje wprowadzenie możliwości przekazania połączenia na inne urządzenie. Jeżeli widzimy, że dzwoni do nas Viber obecny w telefonie możemy przełączyć rozmowę na komputer lub moduł GSM, aby uniknąć opłaty za transfer danych. Doceniam również opcję grup oraz integrację z naszą książką telefoniczną. Poza tym Ameryki nie odkryto. Po wykonaniu kilkunastu dłuższych połączeń (choć jeszcze nie aż tak długich, jak to mam w zwyczaju) nie odnotowałem większych zastrzeżeń. Czasami jedynie dźwięk bywa przytłumiony, ale można z tym żyć. O kolorze programu powiem jedynie tyle, że fioletowy przyprawia mnie o mdłości, co jest subiektywną opinią.

Komunikator Viber zyskał już prawdziwą rzeszę sympatyków. Obecnie liczba kont przekroczyła 200 milionów. W przypadku Line jest to bodajże 150, a Skype może się pochwalić 280 milionami użytkowników. Tak czy inaczej pozostaje jeszcze kwestia przekonania znajomych do nowego rozwiązania, co nie zawsze bywa łatwe. Zwłaszcza gdy testuje się tego typu programy regularnie i średnio raz na miesiąc ogłasza przejście na nowy. Cóż, sam jestem ciekawy, czy Viber przyjmie się w Polsce i będę mógł przekręcić na komputer kogoś jeszcze poza najbliższymi.

Więcej o komunikatorze przeczytacie na stronie viber.com. Aplikacja dostępna jest na urządzenia z systemami: Mac OS X, Windows, iOS, Android, Windows Phone, BlackBerry i… Bada.

Czytaj dalej →

Telefon tylko do dzwonienia, czy iPhone stał się aż tak nudny?

Właściwie to do dzwonienia i słuchania muzyki, co nie zmieściło się w tytule. Tak czy inaczej jego użyteczność cofnęła się o jakieś 5, może 6 lat. Do takiego wniosku popchnęło mnie ostatnie zasypanie gadżetami i brak możliwości przypisania sensownej roli przesadnie rozbudowanemu urządzeniu dzwoniącemu. Prawda jest taka, że od dłuższego czasu wykorzystuję swojego iPhone’a jedynie do dwóch wymienionych na początku celów. Przeglądanie internetu, odpisywanie na maile i gierki z iOS zdecydowanie lepiej wypadają na iPadzie, choć akurat strefę mobilnej rozrywki i tak nokautuje PS Vita. Więc po co komu telefon za blisko 3000 złotych?

Z drugiej strony zastanawiam się czy słuchawka od Apple po prostu mi się trochę nie znudziła i stąd cała ta refleksja. Jestem z nią od początku (czyli pierwszego iPhone’a) praktycznie ciągle używając tych samych funkcji systemowych. Zresztą sam OS przez te kilka lat też niewiele się zmienił. Wcześniej korzystałem jeszcze z różnych aplikacji, mini gier, ale wszystko przeminęło po kupnie iPad’a. Reedery, OPlayery, otwieracze dokumentów, notatniki, szkicowniki itd. powędrowały na urządzenie z większym ekranem. PlayStation Vita już tylko ostatecznie dobiła telefon zabierając mu funkcję rozrywkową. Wybaczcie, ale na ekraniku od iPhone’a po prostu nie da się kierować autkiem w GTA, gdyż palce zasłaniają połowę wyświetlacza. Owoce tnie się fajnie, ale to za mało.

Ostatnio dostałem możliwość pobawienia się kilkoma innymi modelami i na tle konkurencji mam wrażenie, że produkt Apple zaczął mocno odstawać. Zwłaszcza Sony Xperia Z zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wstyd się przyznać, ale wcześniej trochę brzydziłem się Androidem, żyjąc w przeświadczeniu o doskonałości sprzętu, który posiadam. Inni producenci też niespecjalnie dawali powody do zmiany opinii. Teraz jest inaczej, nawet kładąc po prostu obok siebie kilka topowych telefonów na pierwszy rzut oka zauważymy, który nie jest pierwszej świeżości. Zaglądnięcie do parametrów tylko upewni nas w tym przekonaniu.

Jako wierny użytkownik kolejnych edycji iPhone’a, ze smutkiem stwierdzam, że duch innowacji definitywnie gdzieś przepadł (o ile w ogóle był poza pierwszym telefonem). Najwyższa pora nie na model 5s, a pełnoprawne 6 połączone z zupełnie nową koncepcją softu. Nie chodzi tu o wygląd iOS (jest mi obojętne czy będzie płaski, wklęsły, czy wypukły), ale o funkcje. Wystarczy wychylić głowę w kierunku sceny Jailbreak, aby zaczerpnąć kilka ciekawych pomysłów. Smartfon od Apple musi czymś zawalczyć o miejsce w mojej kieszeni, gdyż obecnie nie oferuje czegokolwiek, co nie byłoby dostępne w innych urządzeniach, które już mam.

Na chwilę obecną, zostaje mi tylko dzwonienie, słuchanie muzyki i sprawdzenie od czasu do czasu poczty. Z tym, że to ostatnie jest mało funkcjonalne i nie nadaje się do pisania wyczerpujących odpowiedzi. Od czasu do czasu zdarza się też test jakiejś ciekawszej aplikacji. To wszystko, do czego obecnie używam zabawkę za blisko 3000 tysiące złotych. I właśnie zastanawiam się, czy jest jakikolwiek sens inwestować w kolejną jej wersję.

Przy okazji chciałbym też zwrócić uwagę na pewien szczegół. Zestawienie topowych smartfonów nie wygląda tak, jak to się często pokazuje w mediach (obrazek 1), ale tak jak to widać na zdjęciu niżej. Dostrzegacie różnicę?

Samsung Galaxy S4 vs iPhone 5 vs Sony Xperia Z vs HTC One vs Nokia
foto: itusetech.com

Samsung Galaxy S4 vs iPhone 5 vs Sony Xperia Z vs HTC One vs Nokia real
foto: lesnumeriques.com

Czytaj dalej →

Sir Alex Ferguson! Żegnaj Fergie

To jedna z najdziwniejszych chwil w moim życiu. Mówię zupełnie poważnie. Jako dzieciak nie potrafiłem sobie wyobrazić papieża, który nie jest Polakiem i Manchesteru United prowadzonego przez innego trenera niż Alex Ferguson. W pewnym sensie można to zrozumieć. Obaj byli na swoich miejscach zanim uzyskałem świadomość własnych poczynań i co do obu wraz z upływem czasu nabierałem przekonania, że są wieczni i niezmienni. Później oczywiście przyszła pora, aby te złudzenia powoli tracić.

Tak czy inaczej z Alexem spędziłem blisko 20 lat. Tydzień w tydzień oglądam lub słucham o poczynaniach jego drużyny. Ferguson jest jedynym człowiekiem, którego zdjęcie stało kiedykolwiek na moim biurku. Właściwie jest moim jedynym idolem. Od dziecka patrzyłem na niego niczym na święty obrazek, co zawsze wywoływało śmiech ze strony rodziców. Dziś do tych spraw mam co prawda więcej dystansu, ale i tak poświęcam temu managerowi oraz jego zespołowi kawał codzienności.

Żałuję, że wszystko stało się tak nagle i nie będę mieć nawet szansy na to, aby ostatni raz zobaczyć go na żywo, na ławce Manchesteru United. Chciałbym jakoś pożegnać się z własną koncepcją tego człowieka przez lata towarzyszącą mi w głowie. Od teraz będę widywać Alexa Fergusona jedynie w krótkich urywkach podczas nudniejszych fragmentów piłkarskich spotkań, tak jak pokazuje się Bobby’ego Charltona.

Nie żałuję natomiast rozpalonej pasji i wielu lat niesamowitych emocji. Dziękuję.

Czytaj dalej →

The Tiny Bang Story, czyli piękna gra logiczna w stylu Machinarium (Mac)

Gdy pierwszy raz spojrzałem na okładkę gry The Tiny Bang Story na Mac’a od razu pomyślałem o Little Big Planet i skakaniu uroczymi szmaciankami. Na szczęście druga strona pudełka szybko wyprowadziła mnie z błędu. Jednak będzie zżynanie z Machinarium. W porządku, bardzo lubię przygodówki studia Amanita Design i chętnie wypróbuję coś pokrewnego. Cóż, bez ciągłych porównań się nie obejdzie.

The-Tiny-Bang-Story-poziom-gry

Faktycznie, w praktyce również okazało się, że gra bardzo przypomina słynną produkcję. W The Tiny Bang Story znajdziemy wspaniałą, ręcznie rysowaną oprawę graficzną o podobnej stylistyce, nastrojową ścieżkę dźwiękową oraz identyczny schemat zabawy. Nie oznacza to oczywiście, że tytuły są dokładnie takie same. W przeciwieństwie do zimnej i mało przyjaznej krainy robotów, planeta Tiny, to bardzo ciepłe, kolorowe miejsce, które dotknęła mała katastrofa. Naszym zadaniem będzie poskładanie sympatycznego świata do kupy. W celu tym przemierzymy kolejne, fantastycznie wyglądające plansze zbierając elementy i rozwiązując drobne zagadki logiczne. Zabawa jest przednia i łatwo w The Tiny Bang Story utonąć. Niestety wielką wadą gry jest jej niedorzeczna długość. Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę niezbyt wygórowaną cenę. Z całością uporałem się w jeden wieczór i za jednym posiedzeniem. Nie zdążyłem nawet zgłodnieć. Szkoda, pozostawia to spore poczucie niedosytu, ale z drugiej strony kamufluje trochę kompletną pustkę w kwestii klimatu.

The-Tiny-Bang-Story-ciuchcia

Od początku przeszkadzał mi brak głównego bohatera. Istoty którą mógłbym kochać, albo nienawidzić, będącej jednak częścią mnie w opowiadanym świecie. To nie wszystko, nie ma tu także fabuły. Przechodzimy od jednej pięknej planszy do drugiej, szukamy, zbieramy, trzaskamy w mini gry i tyle. Produkcji zdecydowanie brakuje duszy, historii, nostalgii, charakteru, czegokolwiek sprawiającego, że tytuł można pamiętać przez całe lata. Coś takiego miało w sobie wspomniane na początku Machinarium.

Zrozumcie mnie dobrze. The Tiny Bang Story, to bardzo przyjemna produkcja logiczno-przygodowa z kapitalnie zaprojektowanymi poziomami. Będziecie się z nią znakomicie bawić, podobnie wasze pociechy. Zagadki nie są przesadnie trudne, a grafika wywołuje uśmiech na twarzy i wiele pozytywnych skojarzeń. Warto spędzić z nią trochę czasu. Zwłaszcza, że podobnych tytułów nie ma zbyt wiele. Niestety gra nie tylko jest krótka, ale także nie potrafi chwycić za serce. Piękna kobieta, z którą nie ma o czym pogadać, gdy omówiliśmy już wszystkie kwestie związane z pogodą. Byłby hit, a mamy uroczą zabawkę na jeden wieczór.

The-Tiny-Bang-Story-mini-gry

Grę The Tiny Bang Story w pełnej polskiej wersji językowej na komputery typu Macintosh i PC wydała firma IQ Publishing. Natomiast edycje przeznaczone na iPhone’a oraz iPad’a znajdziecie w Apple App Store.

PS Gdy otworzyłem pudełko, wyskoczyła z niego Mensa ze swoją ulotką propagandową.

The-Tiny-Bang-Story-puzzle

The-Tiny-Bang-Story

 

Czytaj dalej →

„II wojna światowa jakiej nie znacie” ma ponad 100 tysięcy fanów

Portal historyczny „DziwnaWojna.pl – II wojna światowa jakiej nie znacie”, który prowadzę razem z Marcinem Makowskim od września 2012 roku przekroczył liczbę 100 tysięcy fanów na Facebooku. W ten sposób nasz projekt stał się jedną z największych stron poświęconych historii na świecie. Przyznacie, że jest to całkiem niezły wynik. Zwłaszcza, że zaczynaliśmy od zera i nie korzystaliśmy z reklam oraz szemranych sposobów pozyskiwania użytkowników. Naturalny przyrost zawdzięczamy pasji oraz ciekawym materiałom pojawiającym się zarówno w portalu, jak i na facebooku. Byliśmy na Kwejku, Wykopie, Demotywatorach, Mistrzach, 9gagu, byliśmy tematem dnia Onet.pl. Jeszcze wiele przed nami. Dziękujemy, że nas tak licznie czytacie.

ii wojna swiatowa jakiej nie znacie fani facebook

dziwnawojna-facebook

Czytaj dalej →