Pora na przygodę, czyli obrona dziś przed kiedyś (+odcinek)

Dziś będzie margines, postanowiłem zatrzymać się na chwilę przy drobnostce, która mnie zachwyca. Nieustannie słychać wśród wychowanego na kreskówkach pokolenia, iż najnowsze produkcje to już zdecydowanie nie ta sama półka (co kiedyś) i nie mogą one konkurować z legendą Laboratorium Dextera, Atomówek, Johnnego Bravo, Jam Łasicy, czy choćby klimatem starego Scooby Doo. Faktycznie, w dzieciństwie otrzymaliśmy w jednej paczce zbiór obrazków pod wieloma względami wybitnych, nie oznacza to jednak, iż wszystkie obecne realizacje należy bezwzględnie wrzucić do jednego worka i oznaczyć go stempelkiem grosze.

Obecnie również pojawiają się pozycje więcej niż warte odnotowania, szczególnie (subiektywnie): swoboda kreacji istnień odpowiadających dziecięcym potrzebom (w perspektywie późniejszego zaniku zapotrzebowania) w kreskówce Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster, świat zbudowany w okół nadziei i zapatrzenia w Niezwykłe przypadki Flapjacka, ekstremalne przekoloryzowanie w Chowder oraz rozbrajająca naiwność względem rzeczywistości w SpongeBob Kanciastoporty.

Całkiem niedawno moją uwagę przykuła jeszcze jedna interesująca koncepcja. O ile (przykładowo) w Atomówkach mamy forsowane wychowanie w konkretnym schemacie myślenia o moralności, o tyle bohaterowie Pory na przygodę mają z zachowaniem spójności dosyć poważne problemy. Nadrzędnym celem Człowieka Finna jest bezwzględne pomaganie każdemu kto pomocy potrzebuje (na bazie intuicyjnego rozumienia Dobra). Założenie to doprowadza do nieustannych sprzeczności. W jednym z odcinków obserwujemy płaczącą kamieniami górę, która wylewa swoje ciężkie łzy gdyż nie może znieść widoku nieustannych zamieszek w wiosce barbarzyńców leżącej nieopodal. Finn wpada na genialny pomysł i aby złagodzić skutki ciągłych walk obwiązuje pięści mężczyzn małymi zwierzątkami. W efekcie góra płacze jeszcze intensywniej (nad wielką krzywdą zwierzątek), czego bohater nawet nie wziął po uwagę i nie bardzo rozumie (koncentrując się wyłącznie na wąskich skutkach fizycznych w obrębie postawionego pierwotnie problemu). Refleksje nie są mocną stroną chłopca, więc zwykle podejmuje on świat takim jakim się mu jawi i stara się trzymać zasady, iż krzywdzonych należy bronić, a krzywdzących zabijać, a że sam staje się ofiarą takiego myślenia wprawia go nieraz w osłupienie (Miasto złodziei). Zawłaszcza, że jest również konfrontowany z postaciami podzielającymi jego podstawowy priorytet wąskiego skutku. Przykładowo spotykając Magicznego Gościa który rzucając na niego zaklęcia chce objawić mu prawdę, Finn w irytacji i zdezorientowaniu chaotycznie szuka odpowiedzi absolutnych. Tymczasem jedyne czego próbuje dowieść jego przeciwnik to fakt, iż sam jest dupkiem/frajerem (Magiczny Gość). Obserwujemy tu zatem nieustanną walkę prostych teoretycznych założeń z nieprzystającą do nich praktyką, za każdym razem gdy pojawia się okazja by teorię dowieść, autorzy rozbijają naszą nadzieję na spójność, atakując od wszystkich możliwych stron, w tle oferując przy tym prawdziwą podstawę do (niepotocznie rozumianego) relatywizmu. (Czy świadomie, to już inna sprawa.)

Możemy jednak zaryzykować i nie dać się zwieść pierwszemu wrażeniu. Pora na przygodę z pozoru oferuje nam kolorowy, absurdalnie prosty świat, pełen pewności siebie, niesmacznych żartów i ogólnie prymitywnego półczarnego humoru. Jednak jeżeli wykazujemy tendencję do wiecznego poszukiwania „czegoś więcej”, to kreskówka ta gwarantuje nam wspaniałe pole do popisu.

Powiązane wpisy: