Zgodnie z małą świecką tradycją tej strony, pierwszego stycznia każdego roku silę się na zwarte podsumowanie minionych dwunastu miesięcy. Jak zwykle jest to wybór czysto subiektywny i dotyczy kilku elementów, z którymi miałem kontakt. Moment, miejsce, zawód oraz klasyki jak płyta, gra, książka itp.
MOMENT:
Mecz Manchesteru United, na który wybrałem się w końcu w tym roku. Siedem bramek i poczucie, że najlepsze europejskie kluby naprawdę grają piłkę z zupełnie innej bajki, były doskonałym pretekstem do utrzymywania dobrego humoru przez kilka kolejnych miesięcy.
WYZWANIE:
Studia z informatyki. Zawsze byłem przeciętny z matematyki, a pierwszy rok polega na wałkowaniu tego przedmiotu we wszystkich możliwych wariantach. Komputer widuję tylko na zajęciach z programowania, więc czuję się tak, jakbym robił coś zupełnie odmiennego niż dotąd.
MIEJSCE:
Bari, czyli zmiana numer dwa. Do tej pory ślepo kochałem Amsterdam i uciekałem tam, gdy tylko dopadało mnie znużenie codziennością. Teraz najwyraźniej moje preferencje trochę się zniekształciły. Bari to duże-małe miasto nad morzem Adriatyckim. Sporo tu staroci, a mało turystów. Są aleje z palmami i piękna trasa wzdłuż wody, jest nawet drobna plaża. Do tego twierdza, bardzo klimatyczna stara dzielnica, dobry port wypadowy, a także ładne lotnisko. Warto też pamiętać o ogromnym stadionie, przyzwoitej drużynie piłkarskiej oraz średniej temperatur na poziomie 20 stopni w skali roku. Tak, zdecydowanie mógłbym tam zamieszkać.
ZAWÓD:
Święta Bożego Narodzenia. Moje pierwsze od 2009 roku. Bardzo tęskniłem, jak sądzę tylko przez sklerozę. Wigilia ma wspaniałą atmosferę, ale drugi, a później jeszcze trzeci dzień biesiadowania i rozmawiania z ludźmi kompletnie wybił mnie z rytmu. Czuję się nimi bardziej zmęczony, niż wszystkim innym co zrobiłem w 2012 roku łącznie.
Grudzień był miesiącem powrotów, więc jeszcze małe wyróżnienie. Za namową brata postanowiłem nadać jednemu z wyjazdów charakter bardziej wypoczynkowy. W konsekwencji zmieniłem zdanie o Barcelonie, którą do tej pory bardzo lubiłem.
ZDERZENIE Z RZECZYWISTOŚCIĄ:
(To nieprawda, że w tej kategorii lądują zawsze wydarzenia negatywne.) Bodajże w październiku, wykończony i właściwie pozbawiony gotówki, wsiadałem do autobusu na jakimś wygwizdowie w okolicach Dortmundu (jedna ulica, przystanek i tyle). Okazało się, że nie mam nawet na bilet, więc wyjaśniłem kierowcy w czym rzecz, a ten z uśmiechem machnął ręką i powiedział żebym się nie przejmował. To było tak ludzkie i naturalne, że dosłownie zwaliło mnie z nóg. Spędziłem w Polsce 20+ lat i daję słowo pod przysięgą, że nie spotkałem kiedykolwiek tak prostej uprzejmości w środkach komunikacji.
KLASYCZNE:
PŁYTA: Ex aequo „The Glorious Dead” zespołu The Heavy i „Elysium” od Pet Shop Boys (myślałem że są na emeryturze, a tu proszę)
KSIĄŻKA: „Opowieści o pilocie Pirxie” Stanisława Lema. Jeżeli chodzi o tego autora, to przez ostatni rok czytałem i słuchałem wszystkiego co wpadło mi w ręce, a Pirxa wyróżniłem dlatego, że okazał się zupełnie inną książką niż ta, którą zapamiętałem jako lekturę szkolną z podstawówki lub gimnazjum. Warto do niej wrócić, ma więcej do zaoferowania niż gonienie za uciekającą plamką.
GRA: „Fry Cry 3”, czyli ostatnia wielka produkcja tego roku. Już część druga bardzo przypadła mi do gustu, ale trójka bije ją na głowę. Choć prawdę mówiąc chciałem by znalazła się tu kontynuacja jednej z najlepszych gier w ogóle, a mianowicie „Borderlands 2”. Jednak mimo, iż wszystkiego jest w niej więcej, to nie potrafi przykuć do ekranu tak jak jedynka. Nie mam pojęcia dlaczego.
FILM: „Prometeusz” Ridley’a Scott’a. Nie oczekiwałem dzieła przełomowego dla całego gatunku i w zamian otrzymałem klimatyczne kino s-f. Jestem usatysfakcjonowany, gdyż zwycięzcę w kategorii „film roku” wybrałem na długo przed obejrzeniem triumfatora.
CZŁOWIEK: Bohaterami i antybohaterami jednocześnie byli Polacy, którzy potrafili zjednoczyć się przeciwko ACTA, a nie potrafili w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego.
PIŁKARZ: Reprezentacja Hiszpanii za całokształt, czyli Mistrzostwo Świata i dwa razy EURO.
BRAMKA: Niespodzianki nie będzie, wygrywa Zlatan Ibrahimovic.