Nie byłem jeszcze dotąd tak zdystansowany do futbolowej rzeczywistości, jak się to ma na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Po wielu latach noszenia pampersa w dniach meczów ligowych Manchesteru United, czy Ajaxu Amsterdam zmęczył mnie wielki świat wielkich klubów. Świat oddalony o setki kilometrów, zarówno w sensie fizycznego dystansu do pokonania, jak i koncepcji do utożsamiania. Co zabawne, wraz z ekspansją marketingową i próbą zjednania sobie jak największej liczby kibiców w jak największej liczbie krajów, mam wrażenie, że kluby odsuwają się od nas coraz bardziej. Zawłaszczenie przestrzeni funkcjonowania fana przez spieniężany zbiór wartości, nie reprezentujący sobą czegokolwiek nadzwyczajnego, pozwala jedynie na przesunięcie emocji z bliskich i ważnych spraw, na odległe góry bogów. To taka klasyka, receptą na problemy ludu jest budowanie coraz większej liczby pomników, przed którymi można wznosić modły. Podobnie jak religia, futbol zapomina ostatnio o prawdziwym, żyjącym tu i teraz człowieku. Zamiast realizować interesujący pomysł na szczęśliwą egzystencję, w obliczu trudności idziemy walić pokłony przed obrazami. Zamiast wprowadzać aktywność fizyczną, społeczną, przeżywać emocje oglądamy oblepionych reklamami surogatów robiących wszystko za nas.
Nie bardzo rozumiem jak mam utożsamiać się z firmą na którą zrzuca się kilkadziesiąt milionów ludzi, a która zatrudnia najemników nieutożsamiających się ani z pracodawcą, ani z wykonywaną pracą. Zarabiając przy okazji tak absurdalne pieniądze, że wyrastają ponad koncepcję człowieka. Wyobcowanie korporacji piłkarskich przekroczyło próg, do którego jestem w stanie wierzyć w ich realne istnienie. Czyniąc z zawodowych aktorów superbohaterów, wmawiając nam, że są jednymi z nas firma traci odniesienie do rzeczywistości. Kto jeszcze wierzy, że superbohaterowie istnieją na prawdę? A co jeżeli ich moce nie są super i tylko popychają kulę nogami? Co za bezsensowna i bezużyteczna umiejętność. Wielokrotnie odnosiłem się już do wrestlingu jako doskonale prześmiewczej koncepcji współczesnego sportu. Czy można uważać wrestling za niepoważną zabawę i śmiertelnie poważnie traktować piłkę nożną?
Swoją drogą przypomniała mi się sytuacja, w której Alex Ferguson kazał zatrzymać klubowy autokar, aby grupka moknących przy drodze kibiców mogła otrzymać autografy od swoich bohaterów. Piłkarze po prostu zignorowali fanów, i choć mogli mieć gorszy dzień i milion innych powodów do niechęci, to pokazali, iż sami dostarczyciele rozrywki łapią bezzasadność forsowanej globalnie idei.
I tak na marginesie. Jeżeli wszyscy zachwycamy się tym, że ktoś posiadając 100 mln dziesięć z nich przekaże na rozwój jakiegoś projektu, ratowanie życia itd. znaczy to, że podstawową akceptowaną przez nas funkcją pieniądza jest jego posiadanie, a alternatywna realizacja to właściwie ekscentryzm?