Obiecałem sobie że zrobię (i to w miarę przyjaźnie). Nie rozważałem roku, wybrałem rzeczy które przyszły mi do głowy w pierwszym rzucie.
MOMENT:
TOMATINA (BUNYOL). Esencja tego co bawi mnie w ucieczkach od codzienności. Słynna bitwa na pomidory w miasteczku Bunyol koło Walencii. Ciuchy trafiły do kosza, podobnie telefon, ale frajda ze zdejmowania współwalczącym wymyślnych nakryć głowy jednym celnym rzutem, bezcenna.
WYZWANIE:
FABRYKA (SZCZECIN). Mój czteromiesięczny kontrakt właśnie się kończy. 12/24, codziennie, bez wolnego, świąt, sylwestra itp. (w życiu nie miałem tak rozbudowanych mięśni)
ZAWÓD:
MARAKESZ (MAROKO). Czysta klasyka z nieodpowiedniego podejścia. Zdaje się nie mogę jeździć w miejscach o których mam konkterne wyobrażenie i tak jak zwykle bywa nie chodziło o to jaki Marakesz był ale o to jaki nie był. Choć przyznaję że dałem się namówić na posiłek w stylu za Makłowicza i parę zdań po polsku (szacunek dla nawoływacza).
ESTADIO VINCENTE CALDERON (MADRYT). Nie porwała mnie atmosfera, gwiazdy i magia klubu. Rozczarował fanshop (przypominający sklep papierniczy). No i nabrałem się na najstarszy numer świata z przyklejoną do chodnika jednoeurówką. (Santiago bernabeu jest tylko trochę mniej przygnębiające.)
A i jeszcze POGOŃ SZCZECIN. Dawno nie widziałem drużyny o tak niskim poziomie zaangażowania,ambicji. Pozbawionej woli walki i pomysłu na rozegranie piłki.
Głowa tak czesto odwaracała mi się od boiska że ostatecznie przychodzenie na stadion i płacenie za bilet przestało mieć sens.
MIEJSCE:
Pociągi. Przez około pieć miesięcy spędzałem w pociągach po 40-50 godzin tygodniowo (to więcej niż w domu i na uczelni razem), miałem wrażenie że w nich mieszkam, jem, śpię, uczę się i piszę. Swoją drogą zabawne, na pół roku pięć razy spałem we własnym lóżku (dłużej je wybierałem) mimo że nie prowadzę niezwykłego trybu życia.(podobno nie ma już przedziałów dla palących)
ZDERZENIE Z RECZYWISTOŚCIĄ:
Automat umieszczony w holu portu lotniczego w Łodzi. Sprzedaje bilety czasowe, których ważność (np 20 min) liczy się od momentu… wydrukowania (a nie skasowania). Przystanek jest kawałek dalej. Ten pomysł przełamuje klasyczną logikę rozumowania. Gratuluję.
KLASYCZNE:
PŁYTA: MGMT „CONGRATULATIONS” Po dwóch latach (choć nie znudził mi się jeszcze poprzedni album) wracają moi ulubieńcy. Tym razem jakby troche mniej optymistycznie. Wciąż mnie rozkładają.
KSIĄŻKA: COLIN WILSON – PASOŻYTY UMYSŁU. Tak, wiem że książka wydana wieki temu (kiedyś pewnie zacznę czytać nowości), wpadła mi w ręce dopiero teraz. Choć chwilami infantylna, to Wilsonowi udało się wyrwać mnie z kompletnego ogłupienia w momencie w którym bardzo tego potrzebowałem. Zakładka Książki/skrypty
(po przeczytaniu nadal nie rozumiem okładki)
GRA: HEAVY RAIN (PS3). Właściwie interaktywny film w którym wykonując określone gesty decydujemy o losach bohaterów (o tak, można zrobić im krzywdę i uczynić bardzo nieszczęsliwymi). Wyróżnienie dla Borderlands GOTY za najlepszego kanapowego splita jakiego dane mi było wraz z bratem przemielić.
FILM: CADILLAC RECORDS. Podobnie jak książka nie pochodzi z tego roku, ale to nieistotne. Serio troche mnie ruszył, do tego znakomicie wplatał się (wraz z muzyką) w wydarzenia z ostatnich 12 miesięcy.
CZŁOWIEK/POMYSŁ: ERIC CANTONA. Król bierze się za walkę z systemem i nawołuje do jednoczesnego wycofania pieniędzy z banków, zachwiania porządkiem i przeprowadzenia bezkrwawej rewolucji. Najlepsze że ta koncepcja ma sens.
PIŁKARZ: WESLEY SNEIJDER. Liga mistrzów z Interem i finał mundialu z reprezentacją Holandii. Wiem, że jest moda na hiszpanów i to że mam słabość do wychowanków szkółki Ajaxu, niemniej jego dokonania
mówią same za siebie. (Swoją drogą to jedno z niewielu prestiżowych wyróżnień które otrzymał.)
BRAMKA: ERAN ZAHAVI (HAPOEL)
ZABRAKŁO MI CZASU NA:
– Odwiedzenie miejsca mojego ukojenia i spokoju, jednego z niewielu w których czuję się doskonale
wśród ludzi. Amstardam tym razem musiał jakoś poradzic sobie sam.
– Koncert MGMT w Europie (trudno (bardzo trudno))
– Obejrzenie „Łowcy androidów” (znowu)