Pora na transfery, czyli koniec sezonu ogórkowego

Wraz z pierwszymi prawdziwie wakacyjnymi promieniami słońca wraca sens rywalizacji piłkarskiej (pod postacią meczów o stawkę (Copa America i standardowych oczekiwanych kompromitacji polskich drużyn w eliminacjach europejskich pucharów (tu dosyć szybko z braku krajowego laku zostanie jedynie śledzić przygotowania przedsezonowe zachodnich potęg)).

Ekscytacja oknem transferowym (zwykle wypełniającym oczekiwanie na rozgrywki) w tym roku umyka mi zupełnie gdyż zarówno Manchester jak i Ajax dokonywały wzmocnień jeszcze przed oficjalnym terminem i poza pozyskaniem (zapewne za niewyobrażalną (nawet wizualnie) dla mnie kwotę) przez Diabły środkowego pomocnika niespodziewanych ruchów ciężko się w tej przestrzeni spodziewać. Pozostaje zatem obserwować resztę międzynarodowej stawki również rzucającą absurdalne kwoty za ludzi przez całe życie ćwiczących się w popychaniu kuli nogą (swoją drogą przypomina to wszystko tulipanowe szaleństwo z przełomu XVI i XVII wieku). Nie tym razem.

Pakując właśnie walizkę w celu ucieczki w miejsca jeszcze cieplejsze niż to dostępne obecnie za oknem, teoretycznie cieszy mnie, iż w przypadku MU w końcu powinien zostać rozwiązany problem z wykonywaniem stałych fragmentów, a martwi fakt, że na bramce po prostu nie może być lepiej niż w zeszłym roku, więc dokonany ruch transferowy poziomu nie podniesie (nie może), a plan maksimum to dorównać staremu (jak na warunki sportu) holendrowi. Do tego powiedziałbym, że np. zadowala mnie Ajax nieplanujący gigantycznej wyprzedaży i pozytywnie usposabia Pogoń sklejająca się w końcu na ekstraklasę…

Rzeczywistość (w opisie obserwującego) stała się ostatnio wybitnie jednostajna w swojej celowości zdarzeń. Najchętniej wysłałbym ciało i umysł na urlop w dwa inne (osobne względem siebie i zewnętrznego kontekstu) miejsca. Od jakiegoś czasu ich wzajemność przypomina poważny kryzys w związku. Coś jakby miłość się wypaliła?

Powiązane wpisy: