Jak dodać favicon w wordpress (poradnik)

Aby dodać favicon w wordpress najpierw należy go stworzyć. W sieci pełno jest różnych generatorów, polecam jednak przygotować obrazek na przykład w png, a następnie skorzystać ze strony favicon.co.uk, która bardzo szybko udostępnia nam własciwy rozmiar i format. Ładujemy grafikę, klikamy generuj i pobieramy gotowy plik na dysk.

W porządku, mamy już swój favicon.ico, a więc do dzieła.

1. Wrzucamy nasz favicon do folderu z aktualną skórką.
public_html/wp-content/themes/”twoja skórka”

2. W kokpicie wordpress wybieramy Wygląd następnie Edytor i po prawej stronie Nagłówek (header.php)

3. Odnajdujemy linijkę:
<head profile=”http://gmpg.org/xfn/11″> (lub zbliżoną)

4. Poniżej wklejamy kod:
<link rel=”shortcut icon” href=”<?php bloginfo(’stylesheet_directory’); ?>/favicon.ico” />

5. Zapisujemy i odświeżamy stronę

Spora ilość nowych skórek wordpressa posiada rozbudowany panel i favicon możecie dodać w opcjach Wyglądu.
Wpis ten czynię głównie przez wzgląd na własną sklerozę. Jeżeli jednak również wy skorzystanie nie zapomnijce polubić post.

Czytaj dalej →

Subiektywne podsumowanie roku: 2010

Obiecałem sobie że zrobię (i to w miarę przyjaźnie). Nie rozważałem roku, wybrałem rzeczy które przyszły mi do głowy w pierwszym rzucie.

MOMENT:
TOMATINA (BUNYOL). Esencja tego co bawi mnie w ucieczkach od codzienności. Słynna bitwa na pomidory w miasteczku Bunyol koło Walencii. Ciuchy trafiły do kosza, podobnie telefon, ale frajda ze zdejmowania współwalczącym wymyślnych nakryć głowy jednym celnym rzutem, bezcenna.

WYZWANIE:
FABRYKA (SZCZECIN). Mój czteromiesięczny kontrakt właśnie się kończy. 12/24, codziennie, bez wolnego, świąt, sylwestra itp. (w życiu nie miałem tak rozbudowanych mięśni)

ZAWÓD:
MARAKESZ (MAROKO). Czysta klasyka z nieodpowiedniego podejścia. Zdaje się nie mogę jeździć w miejscach o których mam konkterne wyobrażenie i tak jak zwykle bywa nie chodziło o to jaki Marakesz był ale o to jaki nie był. Choć przyznaję że dałem się namówić na posiłek w stylu za Makłowicza i parę zdań po polsku (szacunek dla nawoływacza).
ESTADIO VINCENTE CALDERON (MADRYT). Nie porwała mnie atmosfera, gwiazdy i magia klubu. Rozczarował fanshop (przypominający sklep papierniczy). No i nabrałem się na najstarszy numer świata z przyklejoną do chodnika jednoeurówką. (Santiago bernabeu jest tylko trochę mniej przygnębiające.)
A i jeszcze POGOŃ SZCZECIN. Dawno nie widziałem drużyny o tak niskim poziomie zaangażowania,ambicji. Pozbawionej woli walki i pomysłu na rozegranie piłki.
Głowa tak czesto odwaracała mi się od boiska że ostatecznie przychodzenie na stadion i płacenie za bilet przestało mieć sens.

MIEJSCE:
Pociągi. Przez około pieć miesięcy spędzałem w pociągach po 40-50 godzin tygodniowo (to więcej niż w domu i na uczelni razem), miałem wrażenie że w nich mieszkam, jem, śpię, uczę się i piszę. Swoją drogą zabawne, na pół roku pięć razy spałem we własnym lóżku (dłużej je wybierałem) mimo że nie prowadzę niezwykłego trybu życia.(podobno nie ma już przedziałów dla palących)

ZDERZENIE Z RECZYWISTOŚCIĄ:
Automat umieszczony w holu portu lotniczego w Łodzi. Sprzedaje bilety czasowe, których ważność (np 20 min) liczy się od momentu… wydrukowania (a nie skasowania). Przystanek jest kawałek dalej. Ten pomysł przełamuje klasyczną logikę rozumowania. Gratuluję.

KLASYCZNE:

PŁYTA: MGMT „CONGRATULATIONS” Po dwóch latach (choć nie znudził mi się jeszcze poprzedni album) wracają moi ulubieńcy. Tym razem jakby troche mniej optymistycznie. Wciąż mnie rozkładają.

KSIĄŻKA: COLIN WILSON – PASOŻYTY UMYSŁU. Tak, wiem że książka wydana wieki temu (kiedyś pewnie zacznę czytać nowości), wpadła mi w ręce dopiero teraz. Choć chwilami infantylna, to Wilsonowi udało się wyrwać mnie z kompletnego ogłupienia w momencie w którym bardzo tego potrzebowałem. Zakładka Książki/skrypty
(po przeczytaniu nadal nie rozumiem okładki)

GRA: HEAVY RAIN (PS3). Właściwie interaktywny film w którym wykonując określone gesty decydujemy o losach bohaterów (o tak, można zrobić im krzywdę i uczynić bardzo nieszczęsliwymi). Wyróżnienie dla Borderlands GOTY za najlepszego kanapowego splita jakiego dane mi było wraz z bratem przemielić.

FILM: CADILLAC RECORDS. Podobnie jak książka nie pochodzi z tego roku, ale to nieistotne. Serio troche mnie ruszył, do tego znakomicie wplatał się (wraz z muzyką) w wydarzenia z ostatnich 12 miesięcy.

CZŁOWIEK/POMYSŁ: ERIC CANTONA. Król bierze się za walkę z systemem i nawołuje do jednoczesnego wycofania pieniędzy z banków, zachwiania porządkiem i przeprowadzenia bezkrwawej rewolucji. Najlepsze że ta koncepcja ma sens.

PIŁKARZ: WESLEY SNEIJDER. Liga mistrzów z Interem i finał mundialu z reprezentacją Holandii. Wiem, że jest moda na hiszpanów i to że mam słabość do wychowanków szkółki Ajaxu, niemniej jego dokonania
mówią same za siebie. (Swoją drogą to jedno z niewielu prestiżowych wyróżnień które otrzymał.)

BRAMKA: ERAN ZAHAVI (HAPOEL)

ZABRAKŁO MI CZASU NA:
– Odwiedzenie miejsca mojego ukojenia i spokoju, jednego z niewielu w których czuję się doskonale
wśród ludzi. Amstardam tym razem musiał jakoś poradzic sobie sam.
– Koncert MGMT w Europie (trudno (bardzo trudno))
– Obejrzenie „Łowcy androidów” (znowu)

Czytaj dalej →

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, nietypowe życzenia

Życzenia (ponad standardy) są zwykle kwestią podległą indywidualnym preferencjom tego, który pierwszy otworzy usta. Od czasu do czasu zdarza się, iż preferencje życzącego pokrywają się z zapotrzebowaniem obdarowywanego życzeniami. Co wynikać może z faktycznego zainteresowania drugim człowiekiem (choć równie dobrze może być dziełem przypadku, jak wolicie, założenie jest skutkiem).

Chcę przez to powiedzieć, że życzeń trafia się nam w życiu bardzo mało, do tego łatwo je zbagatelizować, przez natłok formułek. Jeżeli potraficie w czyichś słowach odnaleźć cząstkę siebie, znaczy, że macie powód, aby przypuszczać, iż istniejecie nie tylko we własnej głowie, a świat nie jest koncepcją ograniczonych automatów. Święta to doskonała okazja, aby rodzić ludzi. Korzystajcie.

christmas-lego

fot. legoeducationalresource.blogspot.com

Czytaj dalej →

Giovanni Reale „Historia filozofii starożytnej” Sokrates

Trochę pobieżnie i z lekka na prędce, z potrzeby, jako notatka za Giovanni Reale – Historia filozofii starożytnej.

Narodziny Sokratesa datuje się na 470/469 p.n.e. Ojciec Sofroniskos (podobno) był rzeźbiarzem, a matka Fainarete położną. Za żonę pojął Ksantypę, która prawdopodobnie wcale nie była tak nieznośna jak podaje np. Antystenes (cynicy po prostu sprzeciwiali się małżeństwom). Fakt, że miał z nią trzech młodych synów, świadczy o tym, że ożenił się dopiero na starość, choć istnieje przypuszczenie, że Ksantypa nie była jego pierwszą żoną, wspomina się tu o niejakiej Myrto jednak brakuje na ten temat jakiś konkretnych informacji. Generalnie Sokrates nie opuszczał Aten, za wyjątkiem wypraw wojennych (walczył pod Potideą, Amfipolis i Delion). Podobno miał niezwykle silny organizm zdolny wytrzymać „najcięższe trudy”, a także przenikliwe zimno (no ale nie opuszczał Aten…). Zdarzało mu się (za to) wpadać w stany bliskie ekstatycznym zachwytom. Z wyglądu Sokrates był po prostu brzydki, choć miał w sobie coś, co przyciągało jednych, a odpychało drugich (mniemam nawet że każdy ma w sobie coś takiego). Ogólnie uważa się, iż był człowiekiem religijnym. Jego życie można podzielić na dwie odmienne fazy. W pierwszej brał czynny udział w filozoficznym życiu Aten i zajmował się filozofią przyrody (był uczniem Archelaosa), natomiast druga to ta, którą znamy z przekazów Platona i Ksenofonta. Ostatecznie Sokrates umiera na mocy wyroku skazującego go za bezbożność (tzn. za to, że nie wierzy w „państwowych” bogów i deprawuje młodzież, właściwie to stały za tym pewne urazy i manewry polityczne).
Z Sokratesem jest pewien istotny problem (kwestia sokratyczna), otóż jak wiadomo nie pozostawił po sobie źródeł pisanych, co za tym idzie informacji o nim trzeba szukać u autorów mu współczesnych. Po raz pierwszy pojawia się on w komedii Arystofanesa Chmury. Jest to parodia filozofa, oraz krytyka jego nauczania połączona z zarzutem negatywnego wpływania na młodzież. Co więcej Sokrates jest tam przedstawiony jako najgorszy z sofistów i filozof przyrody którego nauki podobne są nauk Diogenesa z Apolloni. Mając to na uwadze przez długi czas sądzono, że dzieło to jest pozbawione jakiejkolwiek wartości historycznej. Podobne wątpliwości można mieć, co do pism Platona, tyle, że tym razem Sokrates jako mistrz autora tekstów jest nieustannie gloryfikowany, po za tym nie sposób odróżnić tego, co platońskie od tego, co sokratejskie (jeżeli takowe w ogóle istnieje), gdyż uczeń wkłada w usta mistrza własne doktryny. Trzecim źródłem jest Ksenofont (Wspomnienia o Sokratesie). Jednak i tu można mieć wątpliwości. Autor słuchał filozofa za młodu, a pisał na starość, do tego jego bohater jest „dość obłaskawiony”… Kolejne źródło to Arystoteles, problem w tym, że nie był on Sokratesowi współczesny… Są też tzw. sokratycy, ale nawet oni nie pozostawili o tym filozofie zbyt wiele informacji. Reale zaleca nam umiarkowany krytycyzm, byle nie przesadni, a także filtrowanie poprzez zestawienie źródeł ze sobą (czyli oczywistości). Kryterium mogą w tym wypadku stanowić „nowości”, które się filozofowi przypisuje.
Słowo o poglądach Sokratesa. Jeżeli chodzi o filozofię „physis” to podobnie jak sofiści miał do tego stosunek negatywny, niemniej nie odwoływał się do dialektycznych wywodów Giorgiasza, a raczej pokazywał sprzeczności miedzy systemami filozofii przyrody (nie są one w stanie dojść do jakiejkolwiek wartościowej konkluzji). Wiedza o kosmosie jest dla ludzi niedostępna, kto się tym zajmuje po prostu marnuje czas. Poglądy te przypadają mniej więcej na połowę życia filozofa (choć Sokrates nie włączył badań z zakresu filozofii przyrody do swojego nauczania).
Co innego jeżeli chodzi o jednostkę ludzką. W przeciwieństwie do sofistów filozof określił istotę człowieka, duszę, która go odróżnia. Dusza to nasza myśląca i działająca świadomość, nasz rozum i siedlisko naszej aktywności myślenia i działania etycznego. W skrócie jest to świadome ja, intelektualna i moralna osobowość. Oczywiście już wcześniej pojawiały się koncepcje duszy np. u Homera jest to zjawa opuszczająca ciało w chwili śmierci, by jako cień błąkać się po Hadesie, ale dopiero w tym jej rozumieniu życie człowieka nabrało sensu. Sokrates „tworzy” filozofię jako coś różnego od biologii, astronomii, teozofii itd. (Cyceron stwierdza: „sprowadził filozofię z nieba na ziemię”). Celem jego nauki jest, więc „poznanie samego siebie” i „ troszczenie się o siebie samego”. Chodzi oczywiście o poznanie swojego wnętrza – duszy i o troszczenie się właśnie o nią. Platon w prologu do Protagorasa, twierdzi, że sofiści kupczą pokarmami duszy nie wiedząc czy one pomagają czy nie, Sokrates zaś zna te pokarmy i on jest właściwym lekarzem. Ksenofont wspomina, że filozof namawiał malarzy i rzeźbiarzy, aby przedstawiając człowieka starali się wydobyć jego duszę. Istoty człowieka należy szukać w „psyche”.
Sokrates w przeciwieństwie do sofistów określa też prawdziwe „arete”, a może nią być tylko i wyłącznie to, co pozwala duszy być dobrą, czyli taką, jaką za swej natury być powinna. Prowadzi to do osiągnięcia celu (właściwego dla człowieka wewnętrznego), a co za tym idzie szczęścia. Poświęćmy zatem chwilę pojęciu cnoty. Cnota to wiedza, poznanie. Wada natomiast to brak wiedzy i poznania (ignorancja). Filozof dokonuje tu przewrotu w skali wartości, jaką uznawali dotąd starożytni Grecy (zdrowie, bogactwo itd.), na pierwszy plan idą wartości duszy, a w szczególności wiedza. Nie oznacza to, że „stare” zostały odrzucone (to Platon dopiero czyni ciało więzieniem). Sokrates uzależniał wartości od ich „dobrego użycia” zależnego od poznania i wiedzy. Wróćmy jednak do zasady, że „cnota jest wiedzą” i dodajmy do niej drugą, sensownie z niej wynikającą, że „nikt nie grzeszy dobrowolnie”. Obie one rodzą wiele problemów, o ile pierwszą dookreśla Platon (jest ona wyznacznikiem), o tyle kłopoty drugiej wynikają głównie z błędnego rozumienia faktu. Nie chodzi bowiem o świadome uznanie czynienia zła, ale w głębi uznanie zła jako dobra (oczywiście fałszywie).
Pozwolę sobie też wspomnieć o kilku pojęciach wprowadzonych do problematyki etyki. „Panowanie nad sobą”, czyli panowanie nad swoją naturą zwierzęcą. Rzecz w tym, aby zaszczepić je w sobie a wtedy to dusza będzie panować nad ciałem i jego instynktami (co logiczne utrata panowania oznacza zwycięstwo tego co cielesne). Podobnie ma się kwestia wolności jest to władanie natury rozumnej (Logos) nad zwierzęcą. Trzecim pojęciem jest autarkia (autonomia) charakteryzują je dwie cechy. Niezależność od potrzeb i podniet fizycznych dzięki kontroli rozumu, oraz to, że sam rozum wystarczy do osiągnięcia szczęścia. Tzn. nie należy pragnąć więcej niż samemu można zdobyć. Z kolei przyjemność podobnie jak w przypadku „starych” wartości, jeżeli jest powiązana z wiedzą staje się czymś dobrym, jeżeli nie to nie (proste). Szczęście nie zależy od przyjemności jako takiej. Pożytek uznaje się jedynie jako pożytek duszy. Inaczej jest ze szczęściem. Sokrates chciał nauczyć ludzi bycia szczęśliwymi. A bycie szczęśliwym oznacza doskonalenie duszy za pomocą poznania i wiedzy. Szczęście nie należy do losu, ale do logosu, nie przychodzi z zewnątrz. Cnota nie potrzebuje nagrody w innym świecie, tą nagrodą jest właśnie szczęście. Filozof nie mógł rozumowo wykazać, że dusza jest nieśmiertelna, zakładał jednak, że człowieka może być szczęśliwy niezależnie od jego losów po śmierci. Pogodnie wypił truciznę gdyż wierzył, iż zabija ona ciało, a nie fakt, że żyło się dobrze. Kolejna kwestia „przyjaźń” podobnie jak poprzednie również jest sprowadzona do wymiaru „psyche’, przyjaźnić można się jedynie będąc dobrym i tylko z dobrymi, jest to jeden ze sposobów dbania o duszę.
Co się zaś tyczy polityki Sokrates czuł do niej niechęć, nie oznacza to jednak że się w ogóle nie udzielał (nie brał jednak czynnego udziału w życiu politycznym). Krytykował zarówno demokratów jak i zwolenników oligarchii, skutecznie robiąc sobie całe zastępy wrogów. Dążył do uformowania ludzi, którzy będą w stanie dobrze przysłużyć się Atenom. W jego mniemaniu prawdziwy polityk powinien być w wymiarze duszy i umieć dbać o dusze innych. (Jak dla mnie te parę zdań świadczy o tym że jednak chcąc nie chcąc brał dość czynny udział.)
Słowem jeszcze o teologii. W gruncie rzeczy sprawa ta doprowadziła ostatecznie do śmierci filozofa. W skrócie został on oskarżony o herezję (nie o ateizm, do którego prowadziła nauka sofistów). Wynikało to głównie z niechęci Sokratesa do prymitywnego antropomorfizmu (fizycznego i moralnego) i politeizmu, które cechowały religię państwową. Od Anaksagorasa i Diogenesa z Apollonii przejął pojęcie Boga jako inteligencji porządkującej, uwalniając ją jednak od założeń filozofii przyrody. Wszystko, co nie jest przypadkiem musi być dziełem rozumu np. człowiek wygląda na zaplanowanego i do tego jest uprzywilejowany wśród innych bytów. To, że nie widzimy rozumu tworzącego świat nie oznacza, że go nie ma, przecież własnego też nie widzimy, a nie działamy przypadkowo. Dostrzegamy tu analogię Bóg – dusza ludzka. Niemniej Sokrates nie jest w stanie określić, czym jest rozum sam w sobie i jaki jest dokładnie status celu i sensu opieki nad ludźmi (Bóg opatrzności świat taki, aby służył dobru człowieka)…
Właściwie to należy też wspomnieć (i tak doprowadziłem już do chaosu) o słynnym „daimonion”, czyli w dużym uproszczeniu doświadczenie, które wykraczało po za to, co ludzkie lub tzw. głos boga, który mu doradzał w kwestiach działań i zdarzeń w życiu (przynosiło to korzyści), a nie np. w filozofii, ta podlega logosowi, a nie objawieniu. „Daimonion” ma charakter religijny. Podobnie jak filozofia, etyka nie podlega religii tzn. nie jest ubabrana w nakaz i wolę bożą. Opiera się na tym, co stanowi istotę człowieka, mianowicie na „psyche”. Bóg nie ustanawia etyki i nie nagradza, ani nie karze za przestrzeganie jaj wartości, niemniej to je ceni najwyżej i to dobrym pomaga otaczając ich opieką.
Dialektyka Sokratesa kieruje się ku duszy i dbaniu o nią. Nie tak jak u sofistów, kwieciste mowy tak naprawdę nie dostarczają duszy właściwego pokarmu. Dostarcza go jedynie zwrot ku jednostce, czyli dialog. Logos stosując w nim pytanie i odpowiedź wciąga rozmówców w jedno doświadczenie duchowe wspólnego poszukiwania prawdy. Do tego dialog w przeciwieństwie do mowy jest otwarty i pozbawiony całego „ukwiecenia”. Metoda dialogiczna ma cele etyczno wychowawcze, prowadzi do oczyszczenia duszy oraz zwrócenia uwagi na jej potrzeby, zdania relacji z jej stanu. (To wlanie jest główny powód skazania na śmierć Sokratesa, lud chciał uciszyć tego, który badał nieustannie ich dusze, tego, który stanowił swego rodzaju sumienie.) Filozof przyjmuje w stosunku do rozmówcy postawę „nie wiedzącego” to on chce się czegoś nauczyć (obala to mowę sofistów), odrzucał wiedzę pozbawioną podstaw. W kontekście boskim chodziło również o to, że ludzka wiedza jest niczym przy tej niemającej żadnych ograniczeń. Jednak miało to głównie charakter ironii tzn. maskowania. Sokrates udaje, a co za tym idzie w pewnym sensie kpi z rozmówcy, doprowadza go do sprzeczności, wyolbrzymienia postaw, generalnie stosuje różne metody nie zmieniając jedynie niewiedzy i ignorancji. Zasadniczo na metodę filozofa składały się dwa etapy: zbijanie (teza doprowadzana do sprzeczności) i ironia (położnicza, pomaga urodzić prawdę). Reale chce obalić przy okazji tezę, że Sokrates był twórcą logiki. Według niego nie opracował jej na poziomie teoretycznym, niemniej położył nieświadomie pewne podwaliny, tyle, że rozwinęły się one dopiero w przyszłości.
Podsumowując, u Sokratesa praktycznie wszystko obraca się wokół nowego rozumienia duszy. Jednak filozof w zasadzie nie odpowiada na pytanie, czym ona jest i ogranicza się jedynie do definicji funkcjonalnej… Funkcją duszy jest poznawanie oraz kierowanie działaniami człowieka tak, aby prowadziły one do życia unikającego zła, a osiągającego dobro. Także problem brzemienności rodzi poważne wątpliwości, nie może, bowiem urodzić prawdy ta dusza, która jej w sobie nie nosi, a cały ten Logos w połączeniu z dialogiem nic na to nie mogą poradzić.

Czytaj dalej →

Opowiadanie: Krótka historia bez morału

Czasami piłkarz zabija poetę. Czasami nie ma w związku z tym wyrzutów sumienia. I słusznie. Zwykle okazuje się, że zrobił mu w ten sposób wielką przysługę.

Świat jak zawsze nie chce współpracować z ogólnymi założeniami czynionymi wyłącznie dla wygody i przyjemności. Cóż, jest cos w tym, że po 20 latach jednostajnej i monotonnej pracy, krew, rozpacz i łzy nie wywołują już w człowieku żadnych poważniejszych drgnięć. Ot kolejna sprawa kolejny trup, kolejny dzień żmudnej pracy przy poszukiwaniu odpowiedzi. Tak, świat już dawno przestał silić się na zapewnienia jakiejkolwiek atrakcyjności doznań. Wszystko wciąż wygląda dokładnie tak samo. Zbrodnia, dowody, motyw, kara. Co za różnica. Podłogi zwykle nie skrzypią, nie wysiada się z samochodu przedzierając się przez zasłonę porannej mgły. To nie Londyn o 4:00, zresztą perspektyw na gorącą noc w klimatach Hawany też nie ma. Ot kolejny zwykły akt zbrodni. „On zabił ją, bo go zdradzała.” Zupełnie bez polotu i finezji. Zupełnie klasycznie. Tępym narzędziem uderzając w głowę. Że też ludzie nie boją się przebywać w swoim towarzystwie. Impulsy… Ale w porządku. Ten „zaskakująco jednostajny” (jak na ogólną kolorową koncepcję budynku) korytarz kończy się właśnie. Pomarańczowe drzwi (jakby dla odmiany), portal prowadzący do świata zbrodnii. Ok., ok… dosyć już tego chrzanienia.

– To wszystko? – Rzucił machinalnie od progu.
– Po prostu, się rozejrzyj. – Odparł mężczyzna pochylony nad stolikiem, na którym leżał kawałek kolorowego materiału. Nie odwracając wzroku od owego skrawka wskazał na zwłoki leżące w kącie obok okna – Kobieta, 28 lat, blondynka, nie stąd. Kula przeszła przez prawe oko, wyszła tyłem głowy i utkwiła w ścianie. Egzekucja w pozycji klęczącej. Zakładam, że strzelający stanął nad nią przystawiając pistolet bezpośrednio do tkanki. Nie stawiała oporu…
– A tamten?
– Mężczyzna, po czterdziestce. Jeszcze nie ustaliliśmy tożsamości. Uduszenie.
– Zapewne na temat sprawcy nie mamy jeszcze żadnych informacji… – Inspektor podszedł do okna i oparł się o parapet.
– Wiesz, że to wymaga czasu. – Mężczyzna końcu się wyprostował. Nie napotykając jednak na wzrok rozmówcy powrócił do wcześniejszej pozycji i znów wlepił wzrok w strzęp kolorowej apaszki. – Póki, co nie wiemy czy był jeden, dwóch, czy miał/mieli motyw itd. Zresztą, cóż mam Ci tłumaczyć, siedzisz w tym znacznie dłużej.
– Wyluzuj się trochę – Inspektor odwrócił się w kierunku sali, oparł plecami o parapet i z wewnętrznej kieszeni zużytej brązowej marynarki wyciągnął srebrną papierośnicę. Nim zdążył odpalić z założenia celowo przygotował sobie grunt pod dłuższą wypowiedź. – Wiesz jak ja to widzę? – Dopiero teraz pstryk, płomień z taniej jednorazowej zapalniczki – Kluczem do rozwiązania całej sprawy jest ona. Nic nowego, zwykle w morderstwach chodzi o pieniądze albo kobietę. Na pierwsze nic nie wskazuje. Kto dokonuje rabunku z bronią w środku dnia na uniwersytecie? Zresztą to oczywiste, nie wiem, po co w ogóle o tym wspominam. Mówiłeś, że kobieta nie jest stąd. Załóżmy, więc iż przyjechała tylko do któregoś z nich. Tak, sprawca musiał być jeden. Albo do obu, tak czy inaczej znali się wszyscy na pewno. Popatrz na tego tu. Nie mam na myśli tego czarnego półgolfu ani reszty ubrania. Zwróć uwagę na kompozycje jego ciała. Twarzy. Po prostu musiał być poetą.
– Poetą? Ma to napisane na metce z tylu? – Wtrącił mężczyzna postanawiając jakby skorzystać z przerwy w potoku słów. Jeszcze nie mógł się zdecydować czy chce słuchać tego dalej jednak nie łudził się, że ton tego zapytania nie zostanie odebrany jako zachęta do kontynuowania opowieści.
– Rozumiesz, buntownikiem przeciw pospolitości. Kimś, kto ma moc by skonstruować zupełnie nowy opis siebie. Tacy zawsze są zagrożeniem. Stanowią kwintesencję życia, przyciągają. Możliwe, że akurat w tym wypadku chodziło o zwyczajny podziw.
– Myślisz, że ją omamił i uwiódł?
– Nie sądzę, aby zrobił to celowo. Raczej mimowolnie, ot tak patrząc z zewnątrz od niechcenia, lekko, zupełnie się nie starając. Choć to raczej ona uwiodła się dla niego. Popłynęła na skłonności do ironii i zabawy, na metaforach, na tym jego dystansie do siebie i świata. Poeci o tyle lepsi są od filozofów, że nie popadają we wzniosłość wielkich systemów metafizycznych. Któż chce wiązać się z filozofującym filozofem, po co podczepiać przyczepę skoro bagaż mieści się zazwyczaj w bagażniku.
– Skoro zamordował filozof…
– Nie, skąd. Nic z tych rzeczy. Gdzie niby powiedziałem coś takiego? – Inspektor wzburzył się nieco i nim sięgnął po kolejnego papierosa zrobił parę oddechów przerwy. – Zabił piłkarz, to oczywiste całkiem.
– Kpisz sobie jak zwykle – Westchnął mężczyzna, dając poniekąd do zrozumienia, iż opowieść ostatecznie straciła wiarygodność i słuchanie jej dalej wydaje się być pozbawione sensu.
– Bynajmniej – Odparł szybko inspektor starając się podtrzymać zainteresowanie słuchacza. –
Poeta, choć stanowi rodzaj elity, tworzy na gruncie społecznym. Potrzebuje trywialności, aby udowodnić swoją wybitność. Musi stanowić na gruncie znanego języka, a to czy stworzone metafory staną się jego częścią zależy już tylko od pospólstwa, dzieci pospólstwa i pospólstwa wnuków. Poeta ma moc, aby uwolnić ludzkość od konieczności realizowania swojej natury albo boskiej woli. To, co tu widzimy to nie jest śmierć zwykłego człowieka, to śmierć bohatera. Prawie.
– Gdzie w tym wszystkim piłkarz?
– Jest delegatem przeciętności tłumu wykreowanym do wypełnienia misji uświęcenia poety. Trudno znaleźć kogoś lepszego do tej roli, sam będąc herosem tłumów ma przeświadczenie o własnej boskości, będąc jednak zepchniętym na tor aktywności fizycznej nie widzi swojej misji. Dla niego cała sytuacja wyglądała tak. Razem z ukochaną poznają pewnego razu niegroźnego z pozoru krasomówcę, przyjaźni się z nim dobrze gdyż człowiek wykształcony a nie tworzy bariery między nimi, zdaje się być płynny i budzi podziw w swym sposobie bycia. Po jakimś czasie piłkarz cuci się uświadamiając sobie, iż w JEGO kobiecie poeta rozbudził podobną fascynację. Sytuacja rozwija się w całkiem zrozumiały i przewidywalny sposób, aż wszyscy lądują tu, w tej sali. Podłoga nie skrzypi, nie ma mroku, nie ma też ludzi. Ot sala zagubiona gdzieś na końcu jednego z wielu korytarzy oderwana zupełnie od kontekstów. Umówili się tu. Poeta skończył zajęcia, mieli iść na obiad, ale piłkarz od dawna wiedział, co zrobi. Nie żeby jakoś konkretnie, ale przyswoił sobie przynajmniej, że jego (jeszcze) znajomy z tej sali nie wyjdzie. Dalej już odegrało się dosyć liniowo. Najtrudniej zawsze jest przekroczyć próg, szczególnie tutaj. Jest coś w tym miejscu, co mówi „lepiej zostań w domu”. Ale nieświadomy udziału w większym planie posłaniec ludu nie mógł tego zrobić. Zbyt wiele od niego zależało. Choć wydawało mu się, iż chodzi tylko o jego kobietę, o coś, co należy do niego. Wszedł, więc nawet nie myśląc o cofaniu. Dobrze zaprogramowana maszyna. Szukał zaczepki słownej, lecz umiejętnie zwodzony rzucił się wprost fizycznie na przeciwnika. Nie wiem czy dusząc go krzyczał swoje żale, czy po prostu patrzył mu w twarz w milczeniu. Kontekst był już jasny. Poeta zaakceptował swój los, kobieta nie mogła się przeciwstawić. Nie taka była jej rola. Zapewne powiedziała tylko coś w stylu „nienawidzę Cię” a może „i tak nie będę twoja”. Jedno zdanie, co przekreśla życie. To trochę tak jak być ostatnim obrońcą składu z amunicją, który chce zdobyć armia wroga i mimo braku jakichkolwiek perspektyw na przeżycie podjąć się obrony. Po co? Choć w sumie i tak nie mogła przeżyć, straciła status własności piłkarza i nie mieściła się już w ramach jego świata. Chłodna egzekucja przedmiotu straconego. To już nie była druga strata. Później schował broń i wyszedł. Wszystko tak jakby bez dźwięków. W zupełnym oderwaniu. Na pewno wie, że go złapiemy, ale nie sądzę żeby się tym przejmował. Towarzyszy mu teraz dziwne poczucie satysfakcji. Założę się ze nie podejrzewa nawet dlaczego. Nie jest w stanie dostrzec, iż w pewnym sensie uprawomocnił nową metaforę. Niemniej tkwi w nim przekonanie wykonania dobrej roboty, jakiegoś spełnienia. Nie ważne czy później sam padnie ofiarą zbrodni i kary… – Inspektor powoli zaciągnął się kończąc papierosa – Co o tym sądzisz?
– Chrzanienie. Chrzanienie do granic możliwości.
– Dokładnie – Odparł wyrzucając niedopałek przez okno. I wyszedł znów wahając się przy progu. – Jest coś w tym miejscu.

Czytaj dalej →